czwartek, 30 sierpnia 2012

CIASTO W MIASTO - kolejna edycja!


Raz brałam udział i akcja jest PRZEPYSZNA, zachęcam wszystkich do pieczenia, pomagania i zjadania! :P



Serdecznie zapraszamy na przepyszną zabawę w szczytnym celu!
Kolejna edycja Ciasto w Miasto już 23.09.2012, w Witariańskiej restauracji Surya, zaczynamy o godzinie 16.00!

Będziecie mogli skosztować najróżniejszych wegańskich i witariańskich ciast, ciasteczek, tortów, pralinek... Do wyboru, do koloru! Postaram się także o dodatkowe atrakcje i konkursy :)

Wszystkich, którzy mają ochotę coś przygotować zapraszamy do zgłaszania się do Karoliny: karolina.a@viva.home.pl
Podajcie proszę także (w miarę możliwości) co przyniesiecie (przepisy mile widziane :]). Pamiętajcie, że zwracamy koszty produkcji! :)
Przypominamy, że wszystko przyniesione na akcję musi być wegańskie, bądź witariańskie: bez mięsa, ryb, nabiału, jaj i wszystkich innych produktów odzwierzęcych.

Zapraszamy do pysznej zabawy!

Restauracja Surya
ul. Wałowa 3,
00-211 Warszawa, Poland

Niektóre przepisy z poprzednich edycji możecie znaleźć w naszych notatkachhttp://www.facebook.com/ciastowmiasto?sk=notes oraz na naszym koncie na puszka.pl http://puszka.pl/u/ciastowmiasto.html

[Cały dochód ze sprzedaży słodyczy zostanie przeznaczony na organizację kampanii prozwierzęcych]


sobota, 25 sierpnia 2012

Trochę życzliwości proszę!

Złośliwość rzeczy martwych jest czasem nie do zniesienia. To miał być dla P. piękny, wolny dzień, kiedy to będzie mógł się zająć różnymi pierdołami, na które nie ma czasu na co dzień.

Niestety, niespodzianki potrafią być również bardzo nieprzyjemne i okazało się, że z wolnego dnia zrobił się "niewolny" i P. spędził kilka godzin na bezsensownej pracy. 

Wszystko odbyłoby się inaczej, gdyby na drodze P. nie pojawił się człowiek, który dzięki całkowitemu brakowi empatii, zrozumienia drugiej osoby, uprzykrzył mu życie na całego. A wystarczyłaby odrobina dobrej woli i zwykłej życzliwości. Tu jej zabrakło.

Nie oglądam w TV ani nie słucham w radio wiadomości, bo przytłacza mnie ogrom doniesień jak to wszędzie jest strasznie. Jest strasznie, wiem to, ale zwłaszcza wakacje, kiedy to w polityce stagnacja, mało się dzieje i nie ma o czym mówić, pokazują, jak bardzo media szukają przede wszystkim złych wiadomości, wyolbrzymiają i rozdmuchują zdarzenia, które często oscylują na granicy taniej sensacji, informacyjnej papki, którą za chwilę się zapomni. Nieustanne zasypywanie złymi wiadomościami znieczula, powoduje, że ludzie przyzwyczajają się i myślą "jest jak jest, wiadomo, nic się nie zmieni, nie warto się starać".

Brak za to miejsca na ważne, mające długoterminowy wydźwięk sprawy będące non stop obecne obok nas, od wielkiego dzwonu pojawi się doniesienie o łamaniu praw człowieka, katowaniu zwierząt w przemyśle, raz na jakiś czas przypomni się o głodzie na świecie. W ostatnich miesiącach najlepiej pokazuje to "sprawamatkimadzi", kiedy to z przestępstwa, którego historia powinna się rozgrywać za murami sądu, zrobiono telenowelę równie wyrafinowaną w środkach wyrazu co Klan czy Moda na sukces. 

Poniższy obrazek, M. Raczkowskiego, opublikowany w jednym z numerów Przekroju, należy do moich ulubionych i doskonale podsumowuje kierunek pracy mediów:

Chciałabym, żeby media miały obowiązek donoszenia o dobrych wiadomościach. Codziennie oprócz porcji grozy ze świata mogłaby się pojawiać informacje mówiące o tym, że zwykła ludzka życzliwość, empatia, chęć niesienia pomocy są podstawą funkcjonowania społeczeństwa, i że inaczej się nie da.
Skoro organizuje się wielkie kampanie społeczne typu: czytaj dzieciom, uprawiaj sport, papierosy są do dupy, a wpływ mediów na opinię publiczną jest olbrzymi, czemu nie edukować społeczeństwa pokazując drobne, codzienne gesty, dzięki którym wszystkim żyje się lepiej?

Kiedyś wydawało mi się, że chyba każdy ma swój rozum i potrafi dostrzec, że robienie innym krzywdy jest złe. Dziś już wiem, że przeceniam ludzi i naprawdę bardzo wiele zależy od edukacji - nieustannego pokazywania, że można inaczej, że się da, że konsumpcjonizm nie jest jedynym sposobem na życie, zysk największą wartością, i że nie można przechodzić obojętnie obok cierpienia innych. 

Dlatego na koniec dzisiejszego wydania moich wiadomości podrzucam porcję dobrych informacji i zachęcam do obejrzenia zdjęć stąd. Trochę życzliwości na co dzień proszę...


wtorek, 21 sierpnia 2012

Więzienie nie dla wegan...

Kilka dni temu przeczytałam na stronie vegnews.com informację, że jednej z członkiń Pussy Riot odmówiono wegańskiego jedzenia podczas dwuletniego pobytu w łagrze, poniżej oryginalna notka:

A Pussy Riot member has been denied meat- and dairy-free food in prison leading fellow vegans to advocate on her behalf.
Maria Alekhina of Pussy Riot, a Russian protest band, has made recent headlines after being refused plant-based food while incarcerated. Vegan actress Alicia Silverstone, alongside People for Ethical Treatment of Animals, sent a letter to President Vladimir Putin of Russia encouraging him to allow all prisoners the right to meat- and dairy-free food. “Regardless of the trial and its outcome, I’m sure you can agree that everyone has the right to show compassion and refrain from harming animals by being vegan,” Silverstone writes. Due to the lack of vegan food, Alekhina reportedly collapsed during a court hearing. Global protests are taking place to free the Pussy Riot band members from prison.


Zdałam sobie sprawę, jak bardzo władzom zależy na złamaniu tych dziewczyn, psychicznym znęcaniu się nad - bądź co bądź - politycznymi więźniami. To wprost niewyobrażalne, że nie tak daleko stąd, w kraju pretendującym do miana uczestnika zabawy we wspólną Europę, tak naprawdę wciąż rządzi car, któremu nie wolno się sprzeciwić. Widziałam wiele filmów dokumentalnych ukazujących skomplikowaną siatkę powiązań między kościołem, byłymi oficerami KGB, wreszcie politykami i Dumą i w zasadzie nie spodziewałam się dla dziewczyn z Pussy Riot żadnego innego wyroku jak: winne. Spodziewałam się jednak, że władze będą próbowały nawet w nieznacznym stopniu uratować - mocno nadszarpnięty przez tę sprawę - wizerunek państwa i spróbują choć dać złudzenie, iż nie obce są im są pewne standardy i prawa człowieka... Niestety, myliłam się.
Sprawa odmówienia uszanowania weganizmu Marii Alekhin dała mi do myślenia, co dla mnie oznaczałaby ta sytuacja. Weganizm na tyle wżarł się we mnie, że stanowi nierozerwalny element mojego postrzegania świata. Ponad połowę swojego życia nie jem mięsa, od kilku lat innych odzwierzęcych produktów, ale to tylko fragment całości, którą weganizm we mnie tworzy. To także empatyczne spojrzenie na rzeczywistość, szacunek do otaczającego świata, chęć funkcjonowania w przyrodzie bez kolonialistycznych zapędów. Co by było, gdyby Wam to odebrano?




niedziela, 19 sierpnia 2012

Addio pomidory! Plus konfitura cytrynowa i inne przetwory.

Dżem ze śliwek, bananów, jabłek i malin.

Nie lubię robienia przetworów w hurtowych ilościach, wizja wypestkowania wiadra śliwek, wiśni czy czegokolwiek innego napawa mnie wstrętem na tyle, że jestem w stanie zrezygnować z jedzenia domowych dżemów :)

Co innego robienie po 2-3 słoiki dziennie, za każdym razem czegoś innego! Nie nudzę się wówczas, mogę  robić różne smaki i przy okazji wykorzystywać na bieżąco jakieś pałętające się po kuchni warzywa i owoce. W ciągu ostatniego tygodnia powstało sporo słoików, poniżej relacja :)

Jeśli miałbym wymienić jedno, najukochańsze warzywo, byłby to pomidor. Pomidorowy sezon jest przez mnie wyczekiwany co roku tym bardziej, że już od dawna przez większość roku pomidory to w większości produkty pomidoropodobne. Niby kształt ten sam, kolor nie zawsze, ale jakiś czerwony przypomina, ale smak... :/ Beznadzieja.

Od jakiegoś czasu kupujemy w sezonie pomidory na wsi, od kogoś, kto hoduje w zasadzie tylko te rośliny i różnica między nimi a firmówkami typu "Janów" jest nie do opisania. Po wstawieniu do kuchni koszyka z pomidorami roznosi się piękny zapach (pytanie: czy marketowy pomidor jeszcze pachnie?), do tego udało mi się w tym roku kupić też pomidory czarne, żółte i - nazwa straszna - bawole serca. 

Nie da się niestety przechować świeżych pomidorów, dlatego smętnie nucąc "Addio pomidory" zabrałam się do zrobienia pomidorowych zapasów w słoikach, aby zachować na jesień i zimę chociaż wspomnienie ;)

I tak powstały:

 Pomidory z cukinią 


 Pomidory z żółtą, zieloną i czerwoną papryką


 Przecier pomidorowy z ziołami


Fasola w sosie ze świeżych pomidorów

Zrobiłam jeszcze zupę - krem z pomidorów, ale gdzieś zapodziało się zdjęcie. Przepisy bardzo proste, wymyślane na bieżąco, dodam tylko, że nigdy nie chce mi się pasteryzować słoików, więc wlewam po prostu wrzący dżem czy przecier do wyparzonego słoika, zakręcam nakrętką przetartą spirytusem i stawiam do góry dnem. Nic nie pleśnieje ani się nie rozszczelnia, zawsze bez problemu trzyma do zimy, więc polecam leniuchom :)

A na koniec przepis na konfiturę cytrynową. Chociaż cytryna nie jest u nas owocem sezonowym i taki dżem można  robić przez cały rok, to na fali entuzjazmu przygotowałam dwa słoiki do zimowej herbaty. Cytrynowa konfitura jest niezwykle aromatyczna i fajnie rozgrzewa dzięki imbirowi, ma wyraźny - jednocześnie kwaśny i słodki - smak. Do rzeczy:

Potrzebny będzie:

cukier trzcinowy
cytryny (zużyłam chyba 8-10 cytryn)
nieduża laska wanilii, albo cukier waniliowy
imbir (najlepiej świeży)
cynamon
przyprawa do szarlotki (anyż, kardamon, sproszkowane goździki)


W garnku gotujemy około pół szklanki wody dodając kawałek imbiru (około 15-20 minut). Można albo zetrzeć imbir na tarce, albo zostawić korzeń w całości i wyjąć go przed przekładaniem konfitury do słoików. Woda powinna być mega ostra :) Dodajemy cukier, pokrojone i obrane cytryny, laskę wanilii. redukujemy na małym ogniu, aż mikstura osiągnie konsystencję konfitury (czyli wyparuje trochę wody) co jakiś czas mieszając, jeśli chcemy mieć cięższy, intensywny "zimowy" aromat, dodajemy jeszcze trochę przyprawy do szarlotki. Konfiturę przelewamy do wyparzonych słoików, zakręcamy, stawiamy do góry dnem i czekamy aż w takiej pozycji wystygnie. 


A na sam koniec...

wtorek, 14 sierpnia 2012

Kapelusze w panierce, czyli obiad za sześć złotych :)




Grzybowe, rzecz jasna, czyli sposób na ekspresowe kotlety, przy których nie ma zbyt wiele roboty. Jedyne, co jest potrzebne to obrane pieczarkowe kapelusze, panierka z wymieszanych na talerzu w proporcji 1:1: płatków owsianych, mąki kukurydzianej i niby-jajo czyli lejące się ciasto zrobione z mąki: (po czubatej łyżce) żytniej razowej, pszennej, kukurydzianej, gryczanej, wody lub mleka sojowego (tyle, żeby konsystencja była dość gęsta), odrobiny soli i ulubionych przypraw. Kapelusze trzeba zanurzyć w niby-jaju, obtoczyć w panierce i smażyć na dość głębokim oleju (nie należy ich kąpać w tłuszczu, niech będą zanurzone w 1/4 wysokości).



Do tego wybrane dodatki - u mnie młode gotowane ziemniaki i sałatka z pomidorów.
Obiad w niecałe 30 minut? Proszę bardzo :)
Koszt:
4 pieczarki = 2 zł
1/2 kg ziemniaków = 0.8 groszy
2 pomidory = 1.8 zł
mąka = około 10-20 groszy :)
przyprawy,  = 50 groszy
olej = 1 zł
Suma = 6.30 za obiad dla dwóch osób!


BTW: pokusiłam się o dokładne obliczenia ceny mąki i wygląda to tak :)
1 czubata łyżka mąki to około 12 g, kilogram podzielony na 12 to w zaokrągleniu 84. Czyli łyżka mąki kosztuje 1/84 paczki. Przy cenie pszennej po 1.80 za kilogram to dało 0.021 grosza :D

sobota, 11 sierpnia 2012

Granity ciąg dalszy - tym razem z arbuza



Od wielu lat zbieram przepisy. Jako dzieciak miałam wielki zeszyt, do którego wklejałam wycięte z gazet recepty na przeróżne dania, uzupełniane przeze mnie rysunkami "krok po kroku" :)
ta przypadłość została mi do dziś, mam segregator z wycinkami, zapiskami, w wegańskich książkach kucharskich ostatnie strony zapełnione są przepisami aż do okładki. Odwrotnie proporcjonalnie do ilości posiadanych przepisów, korzystam z ich dokładnych wytycznych dość rzadko, najczęściej przy robieniu ciast, gdzie faktycznie różnice ilościowe decydują często o "być albo nie być"wypieku. Zwykle przerabiam przepisy (bo np. nie mam wszystkich potrzebnych składników), albo traktuję je jako inspirację i robię coś "w tym stylu". 

Ostatnio kupując w hurtowej niemalże ilości arbuzy w jednym z marketów, wzięłam leżącą przy kasie ulotkę, z której kusił włoski deser z arbuza. Zrobiłam, zamroziłam, podaję przepis. To naprawdę udana - zwłaszcza jak na przypadkową ulotkę ;) - i bardzo prosta w wykonaniu wariacja na temat arbuza:

Potrzebne będzie:

pół arbuza, bez pestek
100 g cukru pudru (u mnie z fruktozy)
sok z cytryny

Wszystkie składniki należy zblendować (dałam sok z całej cytryny, bo lubię kwaśną nutę, dla miłośników mega słodkich smaków, wystarczy z sok połówki), granitę przelać do płaskiego pojemnika (będzie potem łatwiej skrobać) i włożyć na kilka godzin do zamrażalnika, kilkakrotnie mieszając podczas procesu mrożenia widelcem. Kiedy mamy ochotę na deser, po prostu wyskrobujemy widelcem odpowiednią ilość i zjadamy :) Ewentualnie można mocno zmrożoną porcję zblendować końcówką do lodu, jeśli mamy taką na stanie.


piątek, 10 sierpnia 2012

Pyszne "nic takiego" i granita kawowa







Wspomniane w tytule "nic takiego" to widziany już przeze mnie wielokrotnie na różnych stronach poświęconych ćwiczeniom, bieganiu itp. przepis na przekąskę z jabłek, masła orzechowego i dodatków (rodzynki, płatki, kawałki czekolady). Zawsze jak widziałam zdjęcia, mówiłam sobie, że muszę wreszcie spróbować. 
No i zrobiłam. Zwykłe składniki, a smak wprost nieziemski - z pewnością godny przekrojenia jabłka na plastry, posmarowania masłem orzechowym i posypania ulubionymi dodatkami. U mnie tym razem była żurawina, ale wyobrażam sobie, że z czekoladą to musi wprost zabijać! :D

Do picia granita kawowa: mocną filiżankę kawy należy posłodzić do smaku. Ja zamiast cukru dodałam liker waniliowy Victoria Cymes (bardzo dobre syropy barmańskie, w miarę przystępna cena) i trochę mleka sojowego. Wymieszany płyn zamrażamy, kiedy jest dość mocno zbity blendujemy końcówką do lodu (jeśli wolimy drobniejszą strukturę), lub paćkamy widelcem (wówczas nie czekamy aż masa będzie tak mocno zmrożona) i podajemy w wysokiej szklance. Fajnie pije się z łyżką gęstego mleka kokosowego i przez słomkę - kawiarniany sznyt ;)



czwartek, 9 sierpnia 2012

Akcja SMACZNE TANIE WEGAŃSKIE!


Zgodnie z wcześniejsza zapowiedzią z przyjemnością informuję, że jutro zaczyna się akcja SMACZNE TANIE WEGAŃSKIE! Zapraszam wszystkich do wymyślania i dodawania przepisów :) Myślę, że to dobra okazja, żeby pokazać niedowiarkom, że nie trzeba być milionerem, żeby przejść na dietę wegańską. Dokładne zasady znajdziecie poniżej i TU na vegespot.pl
GO VEGAN!



AKCJA SMACZNE TANIE WEGAŃSKIE:

Zapraszam wszystkich do udziału w akcji, której celem jest pokazanie jak smaczna i niedroga może być kuchnia wegańska :)
Sporo ludzi sądzi, że weganizm jest tylko dla wybranych - tych, co mają mnóstwo czasu i zasobny portfel, bo przygotowanie posiłków wege jest kosztowne i czasochłonne. Mam nadzieję, że poprzez przepisy umieszczone w akcji, wspólnymi siłami uda się zainspirować innych do częstszego sięgania po wegańskie potrawy :)
Zasady akcji: Zgłaszany przepis musi: - być wegański, czyli nie może zawierać składników pochodzenia zwierzęcego. - całkowity koszt zużytych produktów nie może przekroczyć 20 złotych przy porcji na dwie osoby (czyli maksymalnie dycha na osobę), ale im taniej tym lepiej! - przy przepisie musi być umieszczony kosztorys, liczą się faktycznie zużyte ilości (czyli np. pół puszki fasoli, jeśli tak jest w przepisie). - preferowane są dania, które mogą stanowić cały, oddzielny posiłek (lemoniada odpada ;) ale i "porządne" desery się załapią).


ps. Będzie też nagroda! Nie wiem jeszcze czy zostanie one przyznana drogą losowania czy wypróbowywania zgłaszanych przepisów, ale zamierzam wysłać mały upominek jednej z osób uczestniczących w akcji :) 

wtorek, 7 sierpnia 2012

Wakacje i co można zrobić z resztek jedzenia.


No to nasz coroczny wypad w góry za nami. Uwielbiam te puste przestrzenie, minimalną ilość ludzi, prawdziwą ciszę i dwanaście godzin wędrówki w nogach :) Nawet wstawanie o piątej rano może być przyjemne, kiedy w perspektywie ma się zobaczenie czegoś tak pięknego... Przy okazji miałam lekką odstawkę netu, teraz pilnie nadrabiam i buszuję na znajomych blogach, sama również mam cały katalog zdjęć z różnymi kombinacjami kulinarnymi :)

Bardzo nie lubię wyrzucania jedzenia, jak czasem zajrzę do statystyk, które pokazują, ile żarcia się marnuje nawet w Polsce to złość mnie zżera. Te wszystkie akcje typu podziel się posiłkiem, banki żywności, pajacyk itp. pokazują jak wiele osób nie stać nawet na jeden "porządny" posiłek raz dziennie (nie mówiąc już o tym, co się dzieje np. w krajach trzeciego świata) a w tej samej chwili tony jedzenia lądują w śmietnikach. 

Denerwuje mnie polityka marketów, gdzie wyrzuca się niesamowite wprost ilości produktów (tak, zdarza mi się grzebać w śmietnikach, tak, zabieram z nich różne rzeczy, używam ich i zjadam je jak tylko trafię na coś fajnego), a do tego strategia działania państwa jest taka, że z ekonomicznego punktu widzenia sklepom bardziej opłaca się wyrzucić niż oddać za darmo (kto przypomina sobie pamiętną historię piekarza, którego wykończył urząd skarbowy za to, że oddawał za darmo czerstwy chleb...). Paranoja.

Dlatego kiedy widzę, że jakieś warzywa w lodówce zaczynają żyć swoim życiem, albo mija data ważności puszki w szafce, jak najszybciej kombinuję, co z nimi zrobić, żeby nic nie zmarnować. Moją najczęstszą praktyką, jeśli nie jesteśmy w stanie od razu zjeść takiej rzeczy, jest robienie przetworów na szybko - czyli z małej ilości składników, bez konieczności spędzania godzin w kuchni i robienia specjalnych zakupów. Łapię co jest i mam przy okazji frajdę z wymyślania nowych smaków. 

W taki sposób powstał słoik konfitury z garści bardzo brzydkich wiśni, które nie nadawały się do zjedzenia na surowo. Nie znoszę drylować i nie mam narzędzi więc zrobiłam tak: Do garnka wsypałam pół szklanki cukru trzcinowego, w którym trzymam laskę wanilii (piękny zapach!) kiedy zaczął się karmelizować dorzuciłam wiśnie i mieszając doprowadziłam do wrzenia. Żeby pozbyć się pestek przetarłam miksturę przez durszlak, wybrałam pestki, dodałam z powrotem miąższ, który zaplątał się w sitko, szybka decyzja czym by tu zagęścić dość rzadki dżem i w garnku wylądował banan, po kilkunastu minutach gotowa konfitura została przelana do wyparzonego słoika. Wyszła przepyszna i niebanalna :)




Dwa inne słoiki zostały wypełnione sosem pomidorowym - dostałam sporo pomidorów, z których część była już miękka i koniecznie trzeba się było nimi zająć. Na oliwie z ziołami podsmażyłam dwa ząbki czosnku, dodałam sparzone i pozbawione skórki pomidory, po chwili na patelnię trafił świeżo zmielony zielony pieprz i przeróżne zioła. Do jednego dodałam chilli, do drugiego resztkę pasty z bakłażana. I tyle! Cudownie będzie w zimie wyciągać słoiki - niespodzianki. No i sumienie czyste, że nic się nie zmarnowało ;)



A na koniec nasz dzisiejszy obiad, "resztkowe" danie z fasolki szparagowej, sojowej parówki, odrobiny kiełków, pestek słonecznika, łyżki mielonych orzechów włoskich i przeróżnych przypraw. Na rozgrzaną patelnię wrzuciłam najpierw słonecznik i przyprawy, kiedy pestki się uprażyły, dolałam odrobinę oleju i wrzuciłam to, co zalegało w lodówce i na mojej półce z dodatkami do ciast, przyprawami itp. Wyszło z tego bardzo smaczne danie, do którego zrobiłam sałatę z rukoli, oliwek, pomidorków cherry i pestek.