Kilka dni temu przeczytałam na stronie vegnews.com informację, że jednej z członkiń Pussy Riot odmówiono wegańskiego jedzenia podczas dwuletniego pobytu w łagrze, poniżej oryginalna notka:
A Pussy Riot member has been denied meat- and dairy-free food in prison leading fellow vegans to advocate on her behalf.
Maria Alekhina of Pussy Riot, a Russian protest band, has made recent headlines after being refused plant-based food while incarcerated. Vegan actress Alicia Silverstone, alongside People for Ethical Treatment of Animals, sent a letter to President Vladimir Putin of Russia encouraging him to allow all prisoners the right to meat- and dairy-free food. “Regardless of the trial and its outcome, I’m sure you can agree that everyone has the right to show compassion and refrain from harming animals by being vegan,” Silverstone writes. Due to the lack of vegan food, Alekhina reportedly collapsed during a court hearing. Global protests are taking place to free the Pussy Riot band members from prison.
Zdałam sobie sprawę, jak bardzo władzom zależy na złamaniu tych dziewczyn, psychicznym znęcaniu się nad - bądź co bądź - politycznymi więźniami. To wprost niewyobrażalne, że nie tak daleko stąd, w kraju pretendującym do miana uczestnika zabawy we wspólną Europę, tak naprawdę wciąż rządzi car, któremu nie wolno się sprzeciwić. Widziałam wiele filmów dokumentalnych ukazujących skomplikowaną siatkę powiązań między kościołem, byłymi oficerami KGB, wreszcie politykami i Dumą i w zasadzie nie spodziewałam się dla dziewczyn z Pussy Riot żadnego innego wyroku jak: winne. Spodziewałam się jednak, że władze będą próbowały nawet w nieznacznym stopniu uratować - mocno nadszarpnięty przez tę sprawę - wizerunek państwa i spróbują choć dać złudzenie, iż nie obce są im są pewne standardy i prawa człowieka... Niestety, myliłam się.
Sprawa odmówienia uszanowania weganizmu Marii Alekhin dała mi do myślenia, co dla mnie oznaczałaby ta sytuacja. Weganizm na tyle wżarł się we mnie, że stanowi nierozerwalny element mojego postrzegania świata. Ponad połowę swojego życia nie jem mięsa, od kilku lat innych odzwierzęcych produktów, ale to tylko fragment całości, którą weganizm we mnie tworzy. To także empatyczne spojrzenie na rzeczywistość, szacunek do otaczającego świata, chęć funkcjonowania w przyrodzie bez kolonialistycznych zapędów. Co by było, gdyby Wam to odebrano?
Nie chcę myśleć "co by było gdyby...". To musi być dla niej straszne. Im więcej mam do czynienia z ludźmi, tym bardziej chciałabym od nich uciec...
OdpowiedzUsuń