wtorek, 26 lutego 2013

Kto lubi Dropsy?

Ten niech koniecznie zobaczy poniższy, pięknie nakręcony film (a zwłaszcza od 1:20) i poda dalej :)




Więcej informacji o Dropsie znajdziecie tu.
Z góry dzięki! :)

środa, 20 lutego 2013

Tarta z soczewicą w dwóch odsłonach

Pierwsza: klasyczna, czyli w wersji na kruchym cieście (zagniecionym z pełnoziarnistej mąki, oleju, przypraw i odrobiny wody). Druga: niekonwencjonalna, zamiast mącznego spodu użyłam odkrojonego wierzchu dyni, który został wydrążony, posmarowany oliwą i posypany przyprawami. Obie bardzo smaczne (soczewica jest niezwykle plastyczna i można nadać jej różne smaki).



Tarta numer jeden:

Ciasto: szklanka pełnoziarnistej mąki, około 1/4 szklanki oleju, woda dodawana "na oko", tylko tyle, żeby ciasto dało się zagnieść w kulę. Przpyrawy: wytrawne, w zależności od upodobań (polecam wypróbowanie zdecydowanych smaków, wówczas ciasto nie jest tylko ledwie zauważalnym składnikiem tarty).
Wypełnienie: zielona soczewica - ugotowana, doprawiona solą i pieprzem (świeżo mieloną mieszanką kilku rodzajów), połączona z podsmażoną na oliwie cebulą.



Tarta numer dwa:

Spód: wydrążony i posmarowany oliwą czosnkową (do butelek z oliwą wrzucam wyciśnięty czosnek, ostrą paprykę, bazylię i chowam do używania w razie potrzeby) wierzch dyni (kupiłam w październiku (!) odmiany, które można trzymać spokojnie pół roku na podłodze w kuchni - przynajmniej moje tak spędziły ostatnie miesiące). Wypełnienie: czerwona soczewica ugotowana z dodatkiem włoszczyzny, liściem laurowym, zielem angielskim i pieprzem ziarnistym. Przyprawiona wyraziście mieszaną curry. Po przełożeniu do dyni pokropiona oliwą i zapieczona w piekarniku do momentu, aż dynia będzie dość miękka.

___________________
A teraz po raz pierwszy wypróbuję coś, co od dawna widzę na wielu blogach i zawsze zazdroszczę umiejętności mówienia wprost, bez obciachu o tym, jak to dobrze, że można się cieszyć najprostszymi rzeczami...

Dziękuję za:

zapach kawy
spacer po parku w mokrych butach
poranny trening
czekoladę
___________
No i jakie to uczucie?
Fantastyczne...

niedziela, 17 lutego 2013

STOP SKARYSZEW

Najbardziej uderzającą rzeczą, jaką zaobserwowałam, kiedy wiele lat temu moi rodzice przenieśli się z wielkiego miasta na wieś, był stosunek mieszkańców do zwierząt. Nie było w nim nic z etosu spokojnej wsi, gdzie żyje się w zgodzie z naturą, gdzie gospodarz kieruje się miłosierdziem i traktuje swoje zwierzęta, jako boskie stworzenia...

Po piętnastu latach mogę ze smutkiem powiedzieć, że nie zmieniło się w świadomości tych ludzi NIC. A najgorsze jest to, że mimo oczywistości zła, jakie jest wyrządzane, wszystko odbywa się często w świetle prawa, którego nie chcę tknąć bojący się rolniczego lobby politycy, lub ludzie (sic!) chroniący swoje prywatne biznesy, jak ci pokroju posłów z psl (małe litery zamierzone).

Dziś w nocy zaczyna się po raz kolejny gehenna dla setek koni, które w strasznych warunkach, często chore i ledwo żywe będą bez wody i jedzenia wiezione tysiące kilometrów by trafić do rzeźni. A kto je dostarczy na targ? "Właściciele", u których przeharowały całe lata, cierpiąc niejednokrotnie głód, znosząc w ciszy choroby, bo dopóki zwierzę nie leży umierające, często nie chce się wezwać weterynarza (o leczeniu zwierząt na wsi mam akurat wieści z pierwszej ręki). No bo ile warte jest życie zwierzęcia..?


Link do akcji STOP SKARYSZEW

Link do artykułu MĘKA ZWIERZĄT W SKARYSZEWIE



Link do FUNDACJI PEGASUS walczącej o zmianę prawa o traktowaniu koni.



piątek, 15 lutego 2013

Nazywam się miliard


Wczoraj wieczorem spędziłam trzy najprzyjemniejsze i najbardziej, zdaje się, pożyteczne godziny w ostatnim tygodniu. Ciemną nocą szłam, a raczej tańczyłam z grupą fantastycznych dziewczyn i facetów żeby zaprotestować przeciwko przyzwoleniu na przemoc seksualną wobec kobiet. Bo czy wiecie, że:

Mężczyźni są sprawcami ponad 99% wszystkich gwałtów.
40% dziewcząt między czternastym a siedemnastym rokiem życia deklaruje, że zna rówieśnicę, która została uderzona lub była bita przez swojego chłopaka
Od 50 do 70% mężczyzn, którzy stosują przemoc wobec swoich partnerek, stosuje także przemoc wobec swoich dzieci.
Sprawcą przemocy seksualnej w ponad 80% jest osoba znana ofierze.
Sprawcą przemocy seksualnej w 78% jest mąż ofiary.
W 90% przypadków, sprawcy pozostają bezkarni*

*dane ze strony Fundacji Feminoteka
Dane koszmarne, jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się więcej, polecam stronę Feminoteki właśnie.
A oto jak wyglądało wczoraj w nocy centrum Warszawy, wkładaliśmy ulotki za szyby samochodów, rozdawaliśmy przechodniom foldery (14 lutego wszędzie pełno ludzi), zatrzymując się pod różnymi instytucjami (policja, kościół, szkoła) dziewczyny mówiły jak bagatelizują one problem przemocy lub wychowują kobiety w poczuciu, iż to one powinny się wstydzić, siedzieć cicho i być uległe.

Czy wiecie, jak przyjemnie iść ulicami nie myśląc o tym, że ktoś wylezie z ciemnej bramy?








A to jeden z kawałków, przy których wczoraj szaleliśmy:
WE ARE YOU FRIENDS
YOU NEVER BE ALONE AGAIN




  • Jest jednak i przykry akcent akcji, otóż podczas jednego z warszawskich meetingów (w ciągu dnia było ich kilka) dziewczyny z prawicowej organizacji zrobiły kontrmanifestację opowiadając się tym samym ... po stronie stosujących przemoc (sic!). Czy naprawdę nie można wznieść się ponad swoje prywatne poglądy i zjednoczyć w sprawie, która dotyczy WSZYSTKICH kobiet, niezależnie od politycznych upodobań? Chyba wiara w boga nie uniemożliwia głośnego mówienia o tym, że kościół niestety w znacznym stopniu przykłada się do kultywowania stereotypów dotyczących roli i miejsca kobiet w społeczeństwie...
  • czwartek, 14 lutego 2013

    Tort schwarzwaldzki i niekoniecznie walentynkowa herbata w wersji DIY




    Absolutny hit ostatnich tygodni, czyli wegański tort schwarzwaldzki. Pałaszowany w moje niedawne urodziny, na akcji Ciasto w miasto, wreszcie spotkaniu teamu biegowego mojego P. Każdorazowo zachwycający wszystkich i u wszystkożerców rewidujący poglądy na temat wegańskich wypieków (przyjaciel P., odkąd spróbował, ciągle wspomina o nim przez telefon).

    A teraz żeby nie było, że popadam w megalomanię, muszę zaznaczyć, że pierwszą wersję tego ciasta przygotował mój ojciec robiąc mi urodzinową niespodziankę. Sam wykombinował jak zrobić wegański tort, a że niestety wege nie jest, piorunujący efekt uważam za sukces podwójny ;) 

    Zmodyfikowałam nieco jego wersję, żeby ciasto było mniej zbite i delikatne, no i opracowałam quasi-cukiernicze ozdoby. Ale do rzeczy:

    Na tort schwarzwaldzki potrzebujemy:

    Na krem:
    ◆Puszkę mleka kokosowego (porządnie schłodzonego w lodówce, najlepiej choć kilka dni)
    ◆Słodzidła (cukier puder trzcinowy, syrop z agawy, stewia w proszku)
    ◆Odrobiny glukozy i skrobi ziemniaczanej albo torebkę fixu do bitej śmietany (który w zasadzie nie zawiera nic innego niż podane składniki)

    Na ciasto:
    ◆2 szklanek mąki
    ◆3/4 szklanki ciemnego kakao
    ◆2 i 1/2 łyżeczki sody
    ◆szczypty soli

    ◆szklanki mleka
    ◆szklanki oleju
    ◆1 i 1/2 szklanki cukru dark muscovado

    Do przekładania i dekoracji:
    ◆ dwóch tabliczek gorzkiej czekolady
    ◆Słoika wiśniowej konfitury (niskosłodzonej, lub gotujemy kompot z paczki mrożonych wiśni, chodzi o to, by owoce nie były zbyt słodkie)
    ◆3/4 kubka mocnej kawy (najlepiej zaparzonej mielonej)


    Ciasto:
    Pierwsze cztery produkty mieszamy w jednej misce, pozostałe trzy w drugiej. Łączymy i mieszamy łyżką żeby składniki się połączyły. Nie wkładamy w to zbyt wiele energii, ja zostawiłam trochę grudek dzięki czemu w cieście były chrupiące kawałki lekko skarmelizowanego cukru (dark muscovado jest bardzo lepki). Przekładamy do foremki, która umożliwi nam przekrojenie ciasta na trzy części w poziomie. Pieczemy do momentu, aż drewniany patyczek włożony w ciasto będzie suchy.

    Krem:
    Zbieramy gęstą część mleka kokosowego, miksujemy na wysokich obrotach dosładzając do smaku (nie za dużo, ciasto jest dość słodkie), dodajemy usztywniacz (czyli skrobię lub fix) i jeszcze chwilę miksujemy. Jeśli ciasto będzie zjedzone w niedługim czasie po przygotowaniu myślę, że spokojnie można ominąć ten dodatek do śmietany. Jednak jeśli ma stać, lub będzie podróżować, warto go dodać żeby uniknąć rozpływania się kremu.

    Wierzch:
    W kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę, na rozłożonym papierze do pieczenia (albo innej nieprzywierającej powierzchni) rozmazujemy ją w prostokątne płaty i pozostawiamy do zastygnięcia. Kiedy czekolada stwardnieje, ale będzie wciąż plastyczna, delikatnie odrywamy kawałki czekolady i zwijamy je w przeróżne kształty. Ozdoby wkładamy do lodówki, żeby całkowicie stężały.


    Ostudzone ciasto kroimy wzdłuż na trzy części, kompletnie nie potrafię kroić tortu nitką, więc żeby płaty były równe, posłużyłam się odwróconym talerzem: ciasto wylądowało na stole, a ja opierając nóż o talerz przesuwałam nim po blacie. Odkrojony kawałek odłożyłam na bok i powtórzyłam operację z pozostałą częścią ciasta.

    Nasączamy spód tortu kawą, smarujemy konfiturami, kładziemy trochę bitej śmietany i przykrywamy środkowym płatem ciasta. Na to znów kawa, konfitury, krem i kładziemy wierzch. Pozostałą część czekolady rozsmarowujemy na torcie i wkładamy go na chwilę do lodówki, żeby czekolada nieco stężała. Kiedy będzie jeszcze miękka, układamy na niej ozdoby i ponownie zamykamy w lodówce.
    Połączenie bardzo ciemnego, czekoladowego ciasta z goryczą kawy, kwaskowatym posmakiem wiśni i delikatnym kremem o kokosowej nucie jest nieziemskie!


    _____________________
    Walentynki, jak i każde święta, gdzie na trzy cztery trzeba coś robić bo kalendarz tak każe, zawsze wzbudzały we mnie niechęć. Jednak są i dobre strony takich dni. Na przykład mimo tego, że oficjalnie dawno przestałam być dzieckiem, zawsze z moimi rodzicami robimy sobie drobne prezenty 6 grudnia, w Dzień Dziecka też mogę liczyć na dobrą kawę albo fajne skarpety :) 
    Podobnie jest w Walentynki, dlatego przygotowałam herbatę ze szczyptą miłości :) Niekoniecznie przeznaczoną tylko na 14-go lutego, niekoniecznie dla tych, którzy są "sparowani". No bo czy nie można ofiarować takiego pudełka przyjacielowi, siostrze czy rodzicom właśnie?

    Pomysł na herbatę z notatkami na zawieszkach chodził za mną od dawna, ale oczywiście net mnie wyprzedził i wpisując w wujka gugla hasło "DIY tea" wyskoczyło mi mnóstwo inspiracji. Dlatego mogę sobie przypisać tylko wykonanie poniższego pudełka :)

    Idea jest prosta - zamiast oryginalnych zawieszek przypięłam do torebek karteczki z różnymi napisami, obrazkami, hasłami. Tak, żeby każda była niespodzianką :







    poniedziałek, 11 lutego 2013

    Ciasto w miasto - fotorelacja

    Zgodnie z obietnicą wrzucam fotorelację z wczorajszej edycji Ciasta w miasto. Mam kilka przemyśleń po kolejnym już udziale w tym wydarzeniu, ale zanim ubiorę je w odpowiednie słowa, zostawiam Was ze zdjęciami, enjoy!



    Tort Schwarzwaldzki

    Babeczka cytrynowa
    Babeczki orzechowe
    Wszystkie zdjęcia autorstwa Natalii Ossowskiej
    Witariański tofurnik migdałowy 

    BTW: Oprócz prezentowanych na zdjęciach słodkości na "aukcyjnym" stole znalazły się m.in.  muffiny jagodowe, bananowiec, ciasto z marchewką, witariańska szarlotka, oponki (donutsy) i brownies.

    sobota, 9 lutego 2013

    Ciasto w Miasto w Vege Mieście

    Jeśli tylko będziecie jutro w Warszawie, wpadajcie na kawałek wegańskiego ciasta, lody Giuseppe w promocyjnej cenie i inne słodkości! Zaczynamy o 16.00 w Vege Mieście (nie ma się co ociągać, wszystko szybko znika!), cały dochód przeznaczamy na kampanię ANTYFUTRO.
    Słodycze + pomaganie = połączenie idealne!


    sobota, 2 lutego 2013

    Urodzinowy tort w słoiku

    Nie wiem jak Was, ale mnie zamknięcie się w kuchni i wymyślanie nowych przepisów odstresowuje. Zwłaszcza, jeśli jednym ze składników jest czekolada i można ją w trakcie gotowania bezkarnie podjadać!

    Na pomysł zrobienia tortu w słoikach wpadłam zastanawiając się jak poczęstować porcją ciasta kilka osób, z którymi chciałam się spotkać na mieście w różnym czasie (wożenie odkrojongo kawałka w pudełku zwykle kończy się deformacją ciacha). Słoik sprawdził się świetnie!




    Tort w słoiku:

    Opakowanie okrągłych ciastek (u mnie pierniki)
    Czekoladowe chipsy 
    Orzechy

    Krem z tofu:
    Kostka tofu naturalnego (około 300g)
    Tabliczka gorzkiej czekolady
    syrop z agawy/z pędów sosny/"miód" z mlecza (u mnie było to ostatnie, sprawdzi się każde płynne słodzidło)
    1/4 filiżanki mocnej kawy
    aromat rumowy
    cytryna
    1/4 szklanki mleka

    Ciemne ciasto:
    2 szklanki mąki
    2/3 szklanki ciemnego kakao
    2 i 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
    szczypta soli

    szklanka mleka
    szklanka oleju
    1 i 1/2 szklanki cukru trzcionowego (dark muscovado)


    Ciasto robimy według tego przepisu i odstawiamy do ostygnięcia. Możemy albo powycinać słoikiem krążki, które zmieszczą się do środka, albo pokruszyć ciasto na duże kawałki (wybrałam opcję numer dwa).

    Tofu blendujemy na gładką masę dolewając trochę mleka (każde roślinne będzie ok) i soku z cytryny. Dodajemy rozpuszczoną w kąpieli wodnej czekoladę i słodzimy do smaku. Krem dzielimy na dwie części, do jednej dodajemy kawę, do drugiej aromat rumowy, mieszamy i wstawiamy do lodówki, żeby trochę stężał.

    Na dno słoików wkładamy białe ciastko, dajemy łychę pierwszego kremu, na to ciemne ciasto, drugi krem, trochę orzechów i czekoladowe chipsy. Zakręcamy i gotowe! 
    Mój tort wytrzymał bez utraty formy i smaku trzy dni (słoiki stały w lodówce), kiedy był mi potrzebny brałam słoik do torby i w drogę!


    piątek, 1 lutego 2013

    :(

    Dziś miał być post o czymś zupełnie innym, ale po prostu nie dam rady. Wklejam tylko link, przeczytajcie i udostęponiajcie proszę, żeby jak najwięcej ludzi się o tym dowiedziało. 
    To nie może temu gnojowi ujśc na sucho...