Pokazywanie postów oznaczonych etykietą schronisko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą schronisko. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 grudnia 2014

Opowieść o dobrym człowieku - czyli życzenia noworoczne.




A właściwie o dwójce i psie, bo to opowieść o mojej baby sis, jej K. i Aronie.

Moja sis miała już dwa przygarnięte psy i cztery koty kiedy na jej drodze pojawiło się kolejne, schorowane zwierzę, które spędziło w schronisku 5 lat. Tak, PIĘĆ długich, zamkniętych w boksie lat. Dopiero kiedy okazało się, że Aron zapadł na przewlekłe zapalenie nerek zaczęto pilnie szukać dla niego tymczasowego domu. I tak Aronek trafił do mojej sis. 
Na stałe. 

Niedawno, po 1.5 roku posiadania domu i zwierzęco-ludzkiej rodziny Aron rozchorował się tak poważnie, że trzeba było pozwolić mu odejść. Moja siostra w ostatnich tygodniach Aronka zmieniła się w zawodową pielęgniarkę i psiego psychologa: wbijanie igły w psa, kilkugodzinne kroplówki (trzeba było cały czas siedzieć z potworem), zastrzyki, nieustanne przytulanie i głaskanie.

Na fb opisała potem historię swojego spotkania z Aronem.
I to jest właśnie opowieść o dobrym człowieku. 
Nie bajka, tylko prawdziwy reportaż o zwierzaku i jego pani, dowód na to, że ratując jedno psie życie, ratuje się cały - psi i nie tylko - świat.

"Nie pamiętam, jak trafiłam na wydarzenie Arona; pamiętam jedynie, że pilnie szukał tymczasowego domu tymczasowego, bo jego opiekunowie wyjeżdżali na kilka dni i nie mogli go ze sobą zabrać. To był 18 kwietnia 2013 roku, czwartkowe popołudnie. 

Karol wrócił z pracy i już wiedział, że coś się szykuje, kiedy powiedziałam, że na kolację jest halloumi, jego ulubiony ser. „Bo wiesz, jest taki piesek…”. „Nie” – usłyszałam w odpowiedzi. „Ale to tylko na cztery dni…”. „Nie”. Pokłóciliśmy się, w końcu wściekła zaczęłam walić w worek treningowy. Po chwili Karol przyszedł do mnie i wypowiedział zdanie, które od tego czasu ciąży nad nim jak klątwa: „nie wiem, po co w ogóle się z tobą kłócę, skoro i tak zawsze się zgadzam”. I tak dwa dni później, w sobotę 20 kwietnia, przyjechał do nas Aron. 

Na początku nie był zadowolony, wziął w pysk swoją smycz, wyraźnie dając nam do zrozumienia, że tu mieszkać nie będzie. Nasze dwie suczki, Trufla i Lufka, też nie były zachwycone, o (trzech jeszcze wówczas) kotach nie wspominając. Aron szybko się jednak zaaklimatyzował i już po tych czterech dniach, kiedy wracał do swojego domu tymczasowego, wiedziałam, że tu jest jego miejsce…
Nie przypuszczaliśmy, że dokładnie miesiąc później, 24 maja 2013 roku, znów zapuka do naszych drzwi. I tak zaczęła się nasza piękna przygoda z Aronem – prawie półtora roku szczęścia, ale i walki o każdy kolejny dzień dobrego życia dla tego wspaniałego psa. Bo kiedy Aron z nami zamieszkał nie chodziło tylko o to, żeby żył. Chodziło o to, żeby żył szczęśliwie, a szczęście dla psa to pełna micha, bieganie i kopanie na spacerze, zabawy w domu i ciepły kąt do spania (choć w przypadku Arona ów „kąt” z reguły był naszym łóżkiem).
Czas, który Aron nam podarował, był dla nas naprawdę wspaniały i wiele się nauczyliśmy. Nie tylko o nim, o jego chorobie, ale i o sobie samych – ja okazałam się jeszcze bardziej irytująca („Karol, nie wstawaj tak gwałtownie, bo denerwujesz psa!”), a Karol jeszcze bardziej cierpliwy (naprawdę dzielnie znosił to, że Aron przez 1,5 roku szczekał na niego, kiedy przechodził obok łóżka czy innego miejsca, w którym akurat siedziałam)"
(...)
Dziś, przed godziną 16., Aronek od nas odszedł.
Położył się na swoim posłaniu, głaskaliśmy go z Karolem cały czas. Był spokojny, ani trochę się nie denerwował. Powoli zasnął. Myślę, że po 1,5 roku walki z chorobą zasłużył na to, żeby jego śmierć wyglądała właśnie tak - spokojnie, powoli, w towarzystwie osób, które go kochają, i które on kochał. 
(...)
Dziękujemy Tobie, Aronie, za to, że byłeś. Może jeszcze kiedyś się spotkamy".

Życzę Wam żebyście w 2015 roku spotkali na swojej drodze tylko dobrych ludzi.
I oczywiście psy.

<3

Najdzielniejszy pacjent EVER.

Zamiast gryzaków i piłek...

Moja dzielna sis w służbowym stroju: koszulka "friends forever" + kotek i piesek na obrazku.

czwartek, 15 maja 2014

Czekoladowo-miętowe muffiny (bezglutenowe) i prośba od Beksika



***



VS


Kiedy już wszystko inne zawodzi, szans na bezludną (no dobra, dwuosobową) wyspę brak, pozostaje:







***





Ciasto

Bazę do ciasta stanowił przepis na jaglane brownies Szpinakowej wróżki, użyłam orzechów ziemnych do posypania muffinów, bezglutenowego proszku do pieczenia zamiast standardowego, do masy dodałam dodatkowo cynamon i ekstrakt z wanilii. No i upiekłam je w muffinowych foremkach :)


Krem:

100 g nerkowców (namoczonych przez kilka godzin)
Porządny pęczek świeżej mięty
1 awokado
6 łyżek syropu z agawy lub innego płynnego słodzidła
Łyżka nierozpuszczonego oleju kokosowego
Sok z połówki cytryny
Tabliczka miętowej czekolady i kilka liści mięty do dekoracji babeczek


Liście mięty oderwać z łodyżek, wszystkie składniki zblendować na gładką masę i wstawić do lodówki. Krem powinien być jednocześnie: słodki i kwaśny, więc jeśli wydaje się mdły można manewrować ilością syropu/cytryny. 

BTW: Trzeba szybko dodać sok z cytryny do awokado, bo krem z pistacjowo-zielonego zrobi się zgniło-gloniasty :)

Syrop

Suszona mięta
Syrop z agawy

Przygotować mocny napar z mięty, użyłam dwóch łyżeczek suszu na 1/4 szklanki wody. Kiedy płyn trochę przestygnie posłodzić go syropem z agawy.

___________________
Upieczone muffiny solidnie polać syropem miętowym i odstawić żeby wsiąkł w ciasto. Schłodzony krem ląduje na wierzchu babeczek, a w kremie kawałek miętowej czekolady. 


***
I prośba od Beksika, który cierpi na brak miłości. Roześlijcie proszę link do Beksikowego ogłoszenia, to zajmie tylko sekundę, a w tym czasie możecie zmienić życie zwierzaka. Jeśli znajdzie się chętny, dobry dom dla tego cudnego stwora, gwarantuję dowóz zwierza i blachę wegańskiego ciasta w pakiecie!

Link do wydarzenia Beksia na FACEBOOKU i strona DOMU TYMCZASOWEGO, który opiekuje się Beksiem.











środa, 8 maja 2013

A może Jadzia?







Jeśli sami nie możecie przegarnąć Jadzi, mam ogromną prośbę o udostępnienie wydarzenia Jadzi na Facebooku, szukamy dla niej dobrego domu, który będzie kochał ją tak samo mocno, co Jadzia nowy dom :)



środa, 19 września 2012

Akcja ZERWIJMY ŁAŃCUCHY!



W najbliższą niedzielę odbędzie się ogólnopolska akcja ZERWIJMY ŁAŃCUCHY. Można bardzo pomóc psiakom, ponieważ co roku o akcji jest głośno w mediach i mimo tego, że główne happeningi odbywają się w dużych miastach, gdzie problem trzymania psów na łańcuchu jest znacznie mniejszy niż w małych miejscowościach i na wsi, to jednak stanowią one przyczynek do dyskusji w mediach i zwrócenia uwagi na problem.

Jak można pomóc oprócz udziału w happeningu? Podam własny przykład. Moi rodzice wyprowadzili się z W-wy sporo lat temu, jak tylko mogę znikam ze stolicy na wieś. W tej małej miejscowości jest niestety dużo psów trzymanych w złych warunkach, non stop na uwięzi, albo w kojcu wielkości klatki :(
Dzięki temu, że w telewizji mówią głośno, że trzymanie zwierząt bez przerwy na łańcuchu jest karalne, zyskałam narzędzie - a nawet lekki straszak - na ludzi, którzy do tej pory czuli się bezkarni. Zostawiam więc ulotki, w tę niedzielę zamierzam przy okolicznych sklepach umieścić wielkie plakaty, zdarzyło mi się również działać bezpośrednio, pukając do drzwi. Nic tak nie działa na mentalność takiego "właściciela" jak informacja, że jeśli nie poprawią się warunki trzymania zwierzęcia, może przyjedzie TVN Uwaga, albo prozwierzęca organizacja. 

Nie jest łatwo, ale np. jedni sąsiedzi już nie trzymają psa na łańcuchu i zrobili mu porządny, spory kojec (z którego jak widzę - niezbyt często, ale wypuszczają zwierzaka), inni naprawili rozpadającą się budę (pies przy minus 30 spał w zasadzie na ziemi). 

Mam nadzieję, że pewnego dnia jak będę jechać na rowerze i zachwycać się widokami, wreszcie wrócę do domu bez łez w oczach, bo znów minęłam w jakiejś wsi psa na metrowym łańcuchu lub w miniaturowym kojcu na samym końcu kilkusetmetrowej działki :(
Do dzieła!

ps. I nie głosujcie nigdy na PSL, posłowie tej partii zawzięcie protestują przeciwko ustawie całkowicie zabraniającej trzymania psów na łańcuchach, a niektórzy członkowie szacownej organizacji mówią wprost, że przecież po to są psy, i że dla zwierząt to jest fajna sprawa bo są przyzwyczajone.
Bez komentarza.

czwartek, 21 czerwca 2012

Refleksje post, pantofelek i literatura.



Ile razy zdarzało Wam się myśleć, że ludzie to najgorszy twór pod słońcem? Kto w myślach wyzywał własny gatunek od gnojów, sukinsynów, odrażających i bezlitosnych potworów, które znajdują upodobanie w torturowaniu innych, słabszych, mniejszych?

Mnie? Wielokrotnie.

Na przykład wtedy, gdy dowiaduję się o kolejnym *** (właściwie jakich słów użyć?), który zamęczył zwierzę, debilach, którzy dla zysku są gotowi zmieść z powierzchni Ziemi następny gatunek, politykach i dyplomatach, którzy określają torturowanie ludzi mianem strategii. 

A także wtedy, kiedy cudze starania, praca, dobra wola i serce mogą zostać sprzeniewierzone przez chciwość, bezmyślność i dbanie tylko o własny tyłek. Po miesiącach walki o schronisko w Korabiewicach i finalnym przejęcie tego miejsca przez Vivę! (kto obserwował tę sprawę przez ostatnie miesiące wie, jak było ciężko i co się działo ze zwierzakami przed...), kiedy wszystko wydawało się zdążać ku poprawie warunków rezydentów terenu i stworzeniu prawdziwego schronienia dla porzuconych zwierząt, przeczytałam na stronie Vivy! taką notę:

"Otrzymaliśmy informację, że kilka osób, nastawionych na zysk finansowy, chce kupić schronisko. Wśród nich znajduje się hycel, przedsiębiorca żyjący ze zwierząt oraz deweloper. Istnieje poważne zagrożenie, że osoby te będą chciały pozbyć się wszystkich zwierząt z terenu, a wiadomo, że żadne schronisko w Polsce nie jest w stanie przyjąć ok. 400 psów, 17 koni i 4 niedźwiedzi. Można więc przypuszczać, że grozi im masowe uśmiercanie". 

Więcej informacji znajdziecie tu. Dlaczego do cholery nikt z obecnie zainteresowanych tą ziemią nie zwrócił na nią uwagi wcześniej, kiedy za zamkniętą bramą zwierzęta cierpiały głód, chorobę? 

Ja ze swojej strony mam w prezencie dla wszystkich, którzy próbują ugrać swój interes na nieszczęściu zwierząt, wiersz Andrzeja Bursy:

Pantofelek

Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek

no to co

milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.