Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brownies. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą brownies. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 maja 2014

Czekoladowo-miętowe muffiny (bezglutenowe) i prośba od Beksika



***



VS


Kiedy już wszystko inne zawodzi, szans na bezludną (no dobra, dwuosobową) wyspę brak, pozostaje:







***





Ciasto

Bazę do ciasta stanowił przepis na jaglane brownies Szpinakowej wróżki, użyłam orzechów ziemnych do posypania muffinów, bezglutenowego proszku do pieczenia zamiast standardowego, do masy dodałam dodatkowo cynamon i ekstrakt z wanilii. No i upiekłam je w muffinowych foremkach :)


Krem:

100 g nerkowców (namoczonych przez kilka godzin)
Porządny pęczek świeżej mięty
1 awokado
6 łyżek syropu z agawy lub innego płynnego słodzidła
Łyżka nierozpuszczonego oleju kokosowego
Sok z połówki cytryny
Tabliczka miętowej czekolady i kilka liści mięty do dekoracji babeczek


Liście mięty oderwać z łodyżek, wszystkie składniki zblendować na gładką masę i wstawić do lodówki. Krem powinien być jednocześnie: słodki i kwaśny, więc jeśli wydaje się mdły można manewrować ilością syropu/cytryny. 

BTW: Trzeba szybko dodać sok z cytryny do awokado, bo krem z pistacjowo-zielonego zrobi się zgniło-gloniasty :)

Syrop

Suszona mięta
Syrop z agawy

Przygotować mocny napar z mięty, użyłam dwóch łyżeczek suszu na 1/4 szklanki wody. Kiedy płyn trochę przestygnie posłodzić go syropem z agawy.

___________________
Upieczone muffiny solidnie polać syropem miętowym i odstawić żeby wsiąkł w ciasto. Schłodzony krem ląduje na wierzchu babeczek, a w kremie kawałek miętowej czekolady. 


***
I prośba od Beksika, który cierpi na brak miłości. Roześlijcie proszę link do Beksikowego ogłoszenia, to zajmie tylko sekundę, a w tym czasie możecie zmienić życie zwierzaka. Jeśli znajdzie się chętny, dobry dom dla tego cudnego stwora, gwarantuję dowóz zwierza i blachę wegańskiego ciasta w pakiecie!

Link do wydarzenia Beksia na FACEBOOKU i strona DOMU TYMCZASOWEGO, który opiekuje się Beksiem.











poniedziałek, 17 lutego 2014

Brownies z fasoli z odrobiną chili

To ciasto raczej nie przypadnie do gustu miłośnikom mlecznej czekolady. Jest bardzo intensywne, pozostawia na języku lekko piekący posmak, z zewnątrz delikatnie przypieczone, w środku niemal płynne. 

Z kawą, Słońcem za oknem i przeczuwaną w powietrzu wiosną było dziś śniadaniem idealnym :)


_____________
2 puszki czerwonej fasoli 
Łyżka ekstraktu waniliowego*
12 łyżek zmielonego siemienia
Szczypta soli himalajskiej
Szklanka ciemnego kakao (do odmierzania używałam naczynia o pojemności 250ml)
Szklanka cukru pudru trzcinowego
150 g porządnej gorzkiej czekolady z chili (lub gorzka czekolada i szczypta chili)
5 łyżek rozpuszczonego oleju kokosowego**
2 płaskie łyżeczki sody


Siemię lniane zalać letnią wodą i porządnie wymieszać, rozrzedzić, jeśli kisiel będzie za gęsty (masa powinna mieć konsystencję białka). Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej. Do siemienia dodać fasolę, olej kokosowy i zblendować. Dolać wszystkie pozostałe składniki, na końcu wlać czekoladę i miksować aż masa będzie idealnie gładka.
Formę*** wyłożyć papierem do pieczenia i posmarować olejem. Ciasto piec 25-30 minut w temperaturze 180 stopni. 


___________
* Lub olejku waniliowego, ekstrakt z prawdziwej wanilii pachnie mocniej
**Można zastąpić innym tłuszczem o delikatnym smaku
***Użyłam formy o wymiarach: 20X35, jeśli zależy Wam na wyższym placku, proponuję wziąć nieco mniejsze naczynie. Ciasto urośnie, ale raczej nieznacznie.





niedziela, 10 marca 2013

Witariańska sobota


Odpaliłam wreszcie dehydrator (kupiłam już jakiś czas temu, ale nie bardzo miałam czas się nim zająć) i po pierwszym eksperymentach wiem, że spróbuję na stałe wprowadzić do swojej diety jeden witariański dzień w tygodniu. Przede wszystkim po to, żeby nauczyć się robić więcej surowych potraw (przeżycie tygodnia na owocach i warzywach to nie jest dla mnie wielka trudność, ale nie umiem przyrządzać bardziej skomplikowanych dań). Chciałabym całe lato odżywiać się wyłącznie surowizną (zobaczymy, jak pójdzie, na razie tęsknię strasznie za zieleniną, mam już dość kapusty, jabłek smakujących o tej porze roku niemal jak ziemniaki), więc umiejętność przygotowywania czegoś więcej niż shake'i i sałatki będzie przydatna :)

Na pierwszy ogień poszedł witariański chleb, hummus i brownies - wszystkie trzy bardzo smaczne i dość łatwe do przygotowania. Refleksje, jakie nasunęły mi się po wypróbowaniu kilku przepisów (do etapu opracowywania samodzielnych receptur droga daleka) dotyczą przede wszystkim filozofii jedzenia związanej z surowym odżywianiem. Chodzi mi przede wszystkim o bardziej holistyczne spojrzenie na to, co się je - planowaniu jadłospisu (w tym zakupów) na kilka dni do przodu, bo procesu moczenia, suszenia itp. nie przyspieszy się ani nie ominie. Pewnie z biegiem czasu wpada się w stały rytm zalewania co kilka dni kiełków, nasion, orzechów, ale mimo wszystko na szybko niektórych rzeczy się zrobić nie da. Nie sądzę, żeby była to olbrzymia wada witarianizmu, po prostu trzeba by się przestawić na trochę inny tryb.

Mitem jest za to czasochłonność takiej kuchni (podobnie zresztą jak w przypadku weganizmu), przygotowanie potraw nie wymaga rzucenia pracy, siedzenia w kuchni godzinami. Potrzebny jest tylko dobry blender, wszystkie inne zabiegi odbywają się same (moczenie, suszenie itp.)

Surowe jedzenie jest dla mnie trochę mniej wyraziste, więc wymaga i przyzwyczajenia się do bardziej naturalnych smaków (np. brownies było dla mojego P. za mało słodkie) i bardziej zdecydowanego przyprawiania (w hummusie wylądowało znacznie więcej przypraw, niż przy gotowanej ciecierzycy).


Witariańskie brownies

Brownies według przepisu z fantastycznej strony RAWMAZING robiłam nie pierwszy raz bo to naprawdę jedno z najlepszych ciast jakie zdarzyło mi się jeść (nie tylko w kategorii: surowe). Uprawiającym sporty polecam drobną modyfikację - dosypanie białka sojowego żeby trochę zrównoważyć zawartość węglowodanów), wówczas kawałek brownies fajnie się sprawdzi jako wspierający trening, energetyczny baton.




Surowy hummus



Przepis: (nie do końca witariański, bo kiełki przez minutę trzyma się w gorącej wodzie).
Szklanka kiełków ciecierzycy (kilka dni wcześniej zaczęłam przygotowania do hummusu i wyhodowałam kiełki z suchej cieciorki )
Sok z jednej cytryny
3 ząbki czosnku
trochę wody
sól
2-3 łyki tahini (opcjonalnie)
chilli
Oliwa (5-6 łyżek)
Świeżo mielony pieprz (u mnie kolorowy)

Zagotować wodę i odstawić na chwilę żeby przestała wrzeć, na minutę wrzucić do niej kiełki - autor przepisu sugestywnie pisze, że jeśli pominie się ten krok, hummus będzie ohydny :)
Zblendować wszystkie składniki, i odstawić hummus na 5-10 minut żeby kiełki wchłonęły wodę. Jeśli masa będzie zbyt sucha, dolać jeszcze odrobinę płynu. Powyższy zestaw przypraw to wersja podstawowa, po dodaniu takiej ich ilości dla mnie hummus był wciąż za mało wyrazisty i dorzuciłam jeszcze jeden ząbek czosnku, więcej pieprzu i chilli), ale może to kwestia indywidualnych upodobań.
A do hummusu zrobiłam:


Witariański chlebek



Zmodyfikowany przepis na surowy pumpernikiel:

5 marchewek
3 szklanki zmielonego siemienia lnianego
1 szklanka zmielonego lnu
Kubek rodzynek
1 duży por (biała część)
Pół cebuli
4 ząbki czosnku
Pół kubka soku z cytryny
Przyprawy (wg uznania): kmin rzymski, kolendra, zmielone goździki, kolendra, sól
Ewentualnie sezam do posypania


Marchewkę, pora, cebulę, czosnek należy zblendować dolewając trochę wody (mój blender podołał jak drobno pokroiłam warzywa). Rodzynki moczymy przez około pół godziny i razem z wodą dodajemy do masy. Wlewamy też cytrynę i dosypujemy przyprawy. Następnie stopniowo dodajemy len i siemię wyrabiając ciasto ręką. Trzeba uważać z ilością wody, ja oczywiście dałam za dużo podczas blendowania warzyw i musiałam dosypać nieprzepisową porcję zmielonego lnu, bo zamiast uzyskać zwartą masę, miałam w misce zupę - krem...
Rozprowadzić gotowe ciasto na blasze (jeśli używamy piekarnika), lub tacach dehydratora i ewentualnie posypać sezamem. Ja swój chlebek suszyłam 10 godzin w temperaturze 41 stopni. W smaku i konsystencji przypomina pumpernikiel (jest mokry, ale zwarty). 



_________________

W planach był jeszcze serek migdałowy, ale obieranie moczonych całą noc migdałów jest tak koronkową robotą, że wymiękłam przy garści (na zdjęciu bilans po 20 minutach zdejmowania skóry...) i na razie czekają aż wróci mi entuzjazm...



A teraz przygotowuję proteinowe kulki do wcinania po treningu :)

wtorek, 17 kwietnia 2012

RAW WEEK_05_06_07




No to właśnie mija mój ósmy dzień na surowo. Na razie wrzucam kilka zdjęć co ciekawszych przysmaków, w wolnej chwili wrzucę przepisy :) Na pierwszym planie bananowo-truskawkowe lody, poniżej jeszcze jedna wersja Rawsianki ;)


No i absolutny hit - raw brownies z tego przepisu wg Food porn vegan style. Naprawdę jest to dużo smaczniejsze ciacho, niż murzynki, babki i inne mączne stwory ;) Mega czekoladowe i przy okazji ma  smak, który nie ujawnia swych tajemnic od razu - nuta cynamonu, lekka, nienarzucająca się słodycz, wanilia, wreszcie orzechowo-kokosowy posmak. Na zdjęciach w trakcie nakładania polewy - żeby było widać dolną warstwę :)




Dziś zrobiłam też pierwszy pod pięciu dni trening i czuję się fantastycznie - mnóstwo energii i wcale nie czuję się słabsza :) Mam zamiar wprowadzić na razie zasadę 80/20, gdzie osiemdziesiąt procent to surowizna, a dwadzieścia przetworzone jedzenie. Z pieczywa tylko pumpernikiel, albo razowy chleb (ale mam nadzieję, że nauczę się wkrótce robić witariańskie pieczywo), chodzi mi przede wszystkim o uwzględnienie mleka sojowego, roślin strączkowych i filiżanki kawy. Tak, są rzeczy, z których za cholerę nie chcę zrezygnować. Zabierzcie mi zupy, falafle, nawet gotowane ziemniaki, ale zostawcie kawę! Dobra, lekko dekadencki akcent musi być. 

A na koniec naleśniki z żytniej pełnoziarnistej mąki z warzywami - to dla P.