Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obiad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obiad. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 września 2014

Gryczana, bezglutenowa tarta z kurkami




Udało mi się uzyskać idealne ciasto kruche bez mąki pszennej (podstawę do eksperymentów stanowił niewegański przepis). Nie rozpada się, nie kruszy i daje zagniatać. Z mielonej kaszy gryczanej niepalonej. Na razie zrobiłam z niego tartę w wersji słonej, następne próby będą w formie ciastek. Na razie wszystko wskazuje na to, że może da się z niego wycinać foremką :)

Ciasto kruche z mąki gryczanej

100 g oleju kokosowego (nierozpuszczonego)
2 "jajka" przygotowane z tego zamiennika
mąka gryczana (zmielona blenderem albo w młynku do kawy niepalona kasza)
łyżka mąki ziemniaczanej
szczypta soli


Zamiennik jajka ubić blenderem z wodą zgodnie z przepisem na opakowaniu, dodać łyżkę mąki ziemniaczanej i sól. Blendować dodając nierozpuszczony olej kokosowy. Kiedy składniki się połączą, stopniowo wsypywać mąkę gryczaną cały czas blendując masę (ja wsypałam około szklanki). Kiedy ciasto zrobi się gęste, chwilę pougniatać je reką (dosypując mąki, jeśli nie będzie wystarczająco zwarte) i wstawić na chwilę do lodówki.

Kurki

trzy garście kurek
pół puszki mleka kokosowego (z lodówki)
szczypta mąki ziemniaczanej
gałka muszkatołowa
sól
czarny pieprz


Mleko kokosowe zagotować, dorzucić kurki i dusić je aż będą dość miękkie. Zmniejszyć ogień, dodać mąkę ziemniaczaną (mieszając, bo zrobią się grudki), doprawić solą, pieprzem i gałką. Wylepioną ciastem foremkę wstawić na chwilę do piekarnika, kiedy spód tarty będzie podpieczony wrzucić na niego kurki, całość zapiec aż brzegi ciasta będą kruche i lekko brązowe.


niedziela, 17 sierpnia 2014

Zapiekanka z bakłażana i dary od baby sis

Trzyskładnikowa, prosta, z sezonowych warzyw, bez stania przy garach. Czyli letni must have.





1 spory bakłażan
Trzy duże ziemniaki
Ser Vilolife do pizzy
Suszone pomidory z płatkami czosnku, bazylią i chilli
olej
sól

Bakłażana pokroić w plastry, posypać solą i odłożyć na 15 minut, opłukać i osuszyć, umyte ziemniaki pokroić w dość cienkie plastry (cieńsze niż obreżynę). Do foremki wlać trochę oleju i układać na przemian warzywa każdorazowo smarując je odrobiną oleju. Posypać przyprawami i wstawić do piekarnika. W połowie pieczenia posypać startym serem i piec aż ziemniaki zmiękną a ser się rozpuści. 


*** 
I jeszcze dary od mojej baby sis!





Mąkę zwykle robię sama w młynku do kawy, ale jeśli potrzebuję jej szybko torebki z gotowcem bardzo się przydają


Ziarno kakaowca w gorzkiej czekoladzie

Pyszne chipsy z amarantusa z beznadziejną naklejką

Syrop daktylowy <3!!!!

niedziela, 3 sierpnia 2014

Pak choi z warzywami według mojej baby sis



Poniższy przepis sponsorowały: pak choi i moja baby sis, która podczas wczorajszych zakupów wpakowała do koszyka opakowanie nieznanej mi chińskiej kapusty mówiąc z zadowoleniem: "po 5 zeta"*. Przy okazji od razu doradziła, co można z nią zrobić. Wyszło ekstra.
__________________
3 główki pak choi
5 niedużych ziemniaków
1 cebula
2 marchewki
1 czerwona papryka
garść orzechów ziemnych
sos sojowy
2 ząbki czosnku
kawałek świeżego imbiru
garść świeżej mięty
oliwa
chilli


Posiekany czosnek podsmażyć na oliwie, dodać starty kawałek imbiru, cebulę, pokrojone w półplasterki ziemniaki, po chwili także marchewkę i paprykę. Kiedy warzywa lekko zmiękną, dorzucić posiekaną kapustę i dusić aż zmięknie. Dodać sos sojowy, chilli i drobno poszatkowaną miętę. 

 ***

Moja baby sis jest też magicznym ogrodnikiem. Oto jakie cukinie wyhodowała w tym roku (a przy trzech psach i czerech kotach nie jest to wcale proste!):


Nie nadąża ze zjadaniem, bo cukinia rośnie w niesamowitym tempie (jak dobrze, że są starsze siostry, które przyjmą każdą ilość! :D :D :D), a teraz czeka na swoje karczochy, ogórki i pomidory.


___________
* Pak choi jest dostępne w tej cenie do połowy sierpnia w Biedrze.

środa, 30 kwietnia 2014

Zapiekanka z sosem gryczanym

W tym roku wiosenne przesilenie ciągnie się za mną niemiłosiernie. Brak jednoznacznie dobrej pogody w połączeniu z milionem rzeczy, za którymi nie nadążam (i odkładam na niezwykle pojemne PÓŹNIEJ), których nie rozumiem i, które powodują chroniczną dysfunkcję nie tyle nawet fizyczną (tu nawet nie jest najgorzej), co psychiczną sprawia, że najbardziej pociągające wydają mi się obecnie: spanie, praca w domu, cisza i spokój. 
I czekolada.
Wiosna zapowiada się bardzo ambitnie.



Warstwa pierwsza:

3 nieduże cebule
1 por
Pół kilograma pieczarek
sól, czarny pieprz, ostra papryka
olej

Cebulę i pora posiekać (dość grubo) zeszklić na oleju, dodać pokrojone pieczarki i podsmażać jeszcze przez chwilę aż pieczarki puszczą sok. Dodać świeżo zmielony pieprz, sól i paprykę.

Warstwa druga:

200 g kaszy gryczanej namoczonej przez noc
płatki drożdżowe nieaktywne
4 łyżki oleju
szczypta kurkumy
sól himalajska
pieprz czarny

Namoczoną kaszę przepłukać, dolać wody do wysokości kaszy i zblendować dodając 3 łyżki płatków, olej i przyprawy. 

Warstwa trzecia:

2 garście szpinaku
2 ząbki czosnku
2 garście czarnych oliwek
sok z cytryny
sól, pieprz

Szpinak podsmażyć na oleju, dodać posiekany w cienkie plasterki czosnek, pieprz i sól. Oliwki zblendować z odrobiną zalewy ze słoika, dorzucić szpinak, kilka łyżek sosu z kaszy gryczanej i zmiksować na gładką masę. Jeśli pasta jest zbyt mało kwaśna, dodać trochę soku z cytryny.

Do dość dużego naczynia do zapiekania przełożyć kolejno: podsmażone warzywa, sos z kaszy gryczanej, sos pieczarkowy. Wierzch skropić oliwą i piec w temperaturze 180 stopni przez około 30 - 40  minut (odpaliłam termoobieg i góra fajnie się spiekła).

Namoczona i zblendowana kasza gryczana to ciekawa baza do wszelkich kombinacji. Nie ma narzucającego się smaku (lekko "kaszowy") i to przyprawy i pozostałe dodatki decydują jakiego nabierze. I do tego - podobnie jak w ciastach - dobrze się klei, więc świetnie spoiła wszystkie warzywa.


_________
A na deser kolejne wydanie czekoladek DIY, tym razem z kremem nugatowym i nerkowcami. Poniżej słodkości w połowie procesu produkcyjnego, zanim nadzienie zostało przykryte gorzką czekoladą.





niedziela, 8 grudnia 2013

Chromoterapeutyczna zupa z marchwi, pomarańczy i imbiru

Zupa z machewki. Moje pierwsze kulinarne posunięcie od ponad miesiąca. Ciężki listopad przeturlany na kiściach bananów i maśle orzechowym. 

Wreszcie śnieg za oknem. Potrzebuję czegoś rozgrzewającego, kolorowego i niewymagającego.






Chromoterapeutyczna zupa z marchwi (przepis na dwie porcje):

3 nieduże marchewki
1 cebula
Sok z jednej pomarańczy
Kawałek imbiru
Kubek bulionu (użyłam gotowca bez świństw w składzie)
oliwa, tymianek, sól, świeżo zmielony czarny pieprz, oliwa
Drobno posiekana natka pietruszki
Dwie łyżki mleka kokosowego (trzymanego w lodówce)

Marchewkę i cebulę siekamy, imbir ścieramy na tarce. Na łyżce oliwy podsmażamy marchew, następnie dodajemy cebulę, imbir, tymianek. Po chwili przekładamy warzywa do garnka, zalewamy sokiem z pomarańczy i wywarem z warzyw, gotujemy i miksujemy na krem. Przyprawiamy solą&pieprzem. Podajemy z łyżką gęstego mleka kokosowego i odrobiną natki.



______________
Do tego zepsuty aparat, brzydkie zdjęcia, kolor marchewki zupełnie nie ten co na talerzu... Ech... 

czwartek, 18 lipca 2013

Zielone lasagne





Wielokrotnie wspominałam, że choć sama nie jestem fanką makaronu (bo dobra, dla mnie to żaden fun i nie do końca przekonuje mnie jego wartość odżywcza), staram się wymyślać dla P. różne wersje jednej z jego ulubionych potraw. Przy dystansach, które przebiega w ramach swoich treningów (ostatnio poleciał 30 km) porządne naładowanie się węglowodanami jest nawet całkiem zasadne.

Lasagne ze szpinakiem:

Część zielona:
2 cebule
oliwa 
3 ząbki czosnku
2 paczki mrożonego szpinaku (lub świeży, drobno pokrojony)
Paczka granulatu sojowego

Przyprawy:

gałka muszkatołowa
sól
grubo zmielony czarny pieprz
sos sojowy

+opakowanie płatów makaronu


1. Posiekaną cebulę podsmażyć na oliwie.
2. Granulat sojowy podgotować 5 min w wodzie z dodatkiem sosu sojowego
3. Odcedzoną proteinę dorzucić do cebuli, po chwili dodać szpinak i przyprawy (czosnek, pieprz, sól i gałka muszkatołowa - idealny zestaw do szpinaku), smażyć kolejnych kilka minut.
4. Gotowe.

Beszamel:
Około pół litra mleka roślinnego
3 łyżki mąki pełnoziarnistej
olej/oliwa

1. Na głębokiej patelni (suchej) ląduje mąka, kiedy zacznie się rumienić, dodajemy kilka łyżek oliwy i chwilę mieszamy.
2. Stopniowo dolewamy mleko (prawdopodobnie dobrze będzie zmniejszyć ogień pod sosem) i cały czas mieszamy. Kiedy mikstura gęstnieje dolewamy kolejną porcję mleka. W zależności od mąki trzeba będzie dodać nieco inną ilość płynu, sos powinien mieć konsystencję lekko budyniową. Robią się grudy? Nie szkodzi, jeśli ciężko będzie je rozbić (przy mące pełnoziarnistej nie jest to trudne), można odpalić trzepaczkę albo przez chwilę potraktować sos mikserem :)
3. Dodajemy przyprawy.

W wysmarowanej olejem formie układamy warstwy:
- makaron
- zielony sos
- makaron
- beszamel
- makaron
...itd.

Ostatnią warstwę stanowi makaron polany beszamelem - zapieka się trochę jak ser :)




piątek, 26 kwietnia 2013

Zapiekanka z tofu z suszonymi pomidorami

W przeciwieństwie do P. i mojej baby sis nie jestem fanką makaronu. Oni mogliby go wcinać codziennie z minimalną wręcz ilością dodatków, dla mnie to zbyt zapychające danie (nie wydaje mi się też żeby było szczególnie obfitujące w składniki odżywcze), dlatego też z makaronów najchętniej zjadam sam sos :) 

Czasem staram się jednak zrobić coś z ulubionymi kluchami P., dziś przygotowałam zapiekankę z makaronu, tofu i pomidorów. To bardzo smaczne i niewymagające czasu ani wymyślnych składników danie. No dobra, dla mnie mogłoby się obejść bez makaronu ;)




Zapiekanka z tofu:

250 g makaronu 
2 kostki tofu naturalnego (po 300g)
puszka pomidorów
sól, pieprz i inne przyprawy (u mnie: oregano, słodka papryka, bazylia, czosnek, szczypta chilli)
2 łyżki tahini (opcjonalnie)
pół szklanki niesłodzonego mleka sojowego
klika suszonych pomidorów plus trzy trochę oliwy z zalewy

Makaron należy ugotować w wodzie z odrobiną oliwy i soli (powinien pozostać lekko twardy), tofu zblendować z mlekiem sojowym, puszką pomidorów, pastą tahini i przyprawami. Makaron należy wymieszać z ulubionymi przyprawami (będzie bardziej wyrazisty) i włożyć do naczynia do zapiekania, na nim ląduje warstwa tofu, na samym wierzchu układamy kilka pomidorów z zalewy i skrapiamy tofu oliwą od pomidorów (jest bardzo aromatyczna więc dodatkowo podkreśli smak). Całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do około 180 - 200 stopni i pieczemy aż tofu zrobi się lekko spieczone.





niedziela, 20 stycznia 2013

Zimowe curry i weekend pod śniegiem


Bazą dla poniższego curry była receptura zamieszczona w jednym z numerów Wysokich Obcasów. Przepis od razu wpadł mi w oko bo bardzo lubię dania, w których widać użyte składniki (tu są spore kawałki), a warzywa mają być ugotowane al dente. Dlatego pilnowałam czasu podanego w oryginalnym przepisie, zmodyfikowałam za to ilość składników (zwłaszcza przypraw, bo preferuję zdecydowane smaki), w miejsce limonki pojawiła się cytryna.

Curry jest łagodnie kokosowe, a przy tym przyjemnie ostre i rozgrzewające - w sam raz po ponad dwugodzinnym odśnieżaniu podwórka (było tyle śniegu, że nasze mniejsze psy miały go po szyję):



Warzywa w sosie curry:

2 marchewki
6 średnich ziemniaków
1 kalafior (użyłam mrożonego)
pół puszki pomidorów
pół puszki mleka kokosowego (polecam Kier - niedrogie i pyszne)
puszka ciecierzycy (odsączonej)
2 duże garście świeżego szpinaku
1 cebula
4 ząbki czosnku
2 łyżki soku z cytryny plus łyżka otartej skórki
1 łyżka przecieru pomidorowego
1/2 litra wywaru z warzyw (lub bulionu warzywnego wege instant)
2 laski cynamonu
kawałek drobno startego imbiru
pół łyżeczki czarnego pieprzu, sól
gotowa mieszanka przypraw curry, lub:
kolendra
kminek
kurkuma
pieprz cayenne
Oliwa z oliwek

Na kilku łyżkach oliwy podsmażyć posiekaną cebulę, dorzucić przyprawy (kolendrę, kminek, kurkumę, pieprz cayenne, imbir), po chwili dodać przecier pomidorowy i mieszać minutę. Następnie należy dolać wywar z warzyw, mleko kokosowe, cynamon, sól i pieprz. Całość gotować 10 minut na małym ogniu. Po tym czasie wrzucamy pokrojone w grubą kostkę (ziemniaki, pomidory), plastry (marchewkę), różyczki (kalafior) warzywa i gotujemy około 30 min (wszystko powinno pozostać lekko twarde), następnie wsypujemy ciecierzycę, dorzucamy szpinak, sok z cytryny i otartą skórkę, gotujemy kolejne 2-3 minuty. I gotowe! 



Pomimo że jest zimno, ciemno robi się tak szybko, że trudno zauważyć, kiedy minął kolejny dzień, zima jest w pewien sposób przyjemnie intymną porą roku. Długie wieczory z rozgrzewającą herbatą, książką, cisza, jaką daje wszechobecny śnieg (przynajmniej poza wielkim miastem, tu niestety chyba nic nie pomoże) sprawiają, że długotrwały brak słońca (czy tylko mi się wydaje, że tej zimy jest strasznie mało słonecznych dni?) staje się trochę bardziej znośny...








Żal mi tylko strasznie mieszkających na dworze zwierzaków, od wtulających łepek w pióra ptaków, które widzę rano przy karmniku, po psiaki w kiepskich budach... :(
Dziś - po kilku godzinach spędzonych na mrozie - chyba jeszcze bardziej... Mogłoby być już trochę cieplej...




wtorek, 14 sierpnia 2012

Kapelusze w panierce, czyli obiad za sześć złotych :)




Grzybowe, rzecz jasna, czyli sposób na ekspresowe kotlety, przy których nie ma zbyt wiele roboty. Jedyne, co jest potrzebne to obrane pieczarkowe kapelusze, panierka z wymieszanych na talerzu w proporcji 1:1: płatków owsianych, mąki kukurydzianej i niby-jajo czyli lejące się ciasto zrobione z mąki: (po czubatej łyżce) żytniej razowej, pszennej, kukurydzianej, gryczanej, wody lub mleka sojowego (tyle, żeby konsystencja była dość gęsta), odrobiny soli i ulubionych przypraw. Kapelusze trzeba zanurzyć w niby-jaju, obtoczyć w panierce i smażyć na dość głębokim oleju (nie należy ich kąpać w tłuszczu, niech będą zanurzone w 1/4 wysokości).



Do tego wybrane dodatki - u mnie młode gotowane ziemniaki i sałatka z pomidorów.
Obiad w niecałe 30 minut? Proszę bardzo :)
Koszt:
4 pieczarki = 2 zł
1/2 kg ziemniaków = 0.8 groszy
2 pomidory = 1.8 zł
mąka = około 10-20 groszy :)
przyprawy,  = 50 groszy
olej = 1 zł
Suma = 6.30 za obiad dla dwóch osób!


BTW: pokusiłam się o dokładne obliczenia ceny mąki i wygląda to tak :)
1 czubata łyżka mąki to około 12 g, kilogram podzielony na 12 to w zaokrągleniu 84. Czyli łyżka mąki kosztuje 1/84 paczki. Przy cenie pszennej po 1.80 za kilogram to dało 0.021 grosza :D

niedziela, 22 lipca 2012

Mus z jagód i malin pod kokosową pierzyną



Dziś w repertuarze: na cieplejsze dni galaretka z jagód, malin z bitą śmietaną kokosową. Proste, ale efektowne i bardzo smaczne!
Potrzebne będą:

Maliny
jagody
fruktoza
agar
puszka mleka kokosowego (polecam KIER, super kremowe, poniżej 5 zeta)

Jagody i maliny blendujemy w oddzielnych miskach, do każdej z nich dosypujemy po łyżce fruktozy i rozpuszczony w gorącej wodzie agar (według przepisu na opakowaniu). Do owoców dodałam po 3/4 szklanki wody, żeby bardziej przypominały przecier niż torebkową galaretkę. Energicznie mieszamy i wlewamy do szklanych naczyń (coś dla oka!) warstwę malinową. Wstawiamy do lodówki i jak mus stężeje dolewamy wersję jagodową. Puszkę mleka kokosowego, która odstała swoje w lodówce (czyli minimum kilka godzin) przekładamy przed samym podaniem albo łyżką bezpośrednio na mus, albo jeśli efekt estetyczny ma być bardziej wysublimowany, do woreczka foliowego, z którego odcinamy róg i wyciskamy fantazyjną pierzynkę kokosowej śmietany na wierzch deseru. :)





wtorek, 10 lipca 2012

Obiad za mniej niż 10 złotych, czyli tani weganizm cd.





Dzisiejszy wpis jest kolejnym z cyklu - weganizm nie jest drogi. Prezentowany obiad to gotowe falafle polskiej firmy "Wegetarianin", którą mogę szczerze polecić za ten i kilka innych wegańskich produktów, które przydają się gdy nie ma czasu na dłuższe posiedzenia w kuchni. Oprócz falafli na stole pojawiły się ziemniaki i sałatka z pomidorów. Prosty, szybki obiad, którego koszt prezentuje się następująco:

Falafle - 4.50 paczka (około 20 kuleczek)
Ziemniaki - 0.80 groszy za kilogram
Pomidory (bazarowe) - 5 złotych za kilogram, a obiad poszło pół kilo.
Razem: 7.80 za dwie osoby, czyli 3.90 na osobę!
Można? ;)

ps. Zainspirowana wpisami pod ostatnim postem, gdzie wiele osób pisało, że jeden z zasadniczych zarzutów wobec weganizmu to czasochłonność i kosztowność, czy nie machnąć jakiejś międzyblogowej akcji "Tanio, szybko i wegańsko", co o tym myślicie?


czwartek, 28 czerwca 2012

Caprese z tofu, fasolka mocno przyprawiona i trochę marudzenia...


W weekendy uciekam z miasta kiedy tylko mogę. Duszę się tu, chociaż urodziłam się w Warszawie i - paradoksalnie - chociaż mnóstwo miejsc wydaje mi się ciekawszych i lepszych, nie chciałabym obecnie mieszkać w żadnym Londynie (który bardzo lubię), urokliwej Pradze, czy Berlinie z mnóstwem sojowych jogurtów ;)
Za to bardzo odpowiada mi 40 kilometrowy dystans od stolicy, który to pozwala mi cieszyć się zielenią, kawą w piżamie w ogrodzie, a jednocześnie daje poczucie, że w ciągu godziny można dojechać na koncert, spotkanie, do pracy.

W zeszły weekend pogoda była na tyle przyzwoita, że udało nam się przenieść z obiadem do ogrodu, oto niektóre - proste, ale smaczne - pomysły, które wykorzystaliśmy tym razem:

Sałatka caprese:
(Pokrojony w plastry pomidor, naturalne tofu firmy Solida - najlepsze!, oliwa z oliwek, pieprz, sól Kala Namak, listki bazylii)


Woda z mrożonymi plasterkami cytryny, idealna na ciepłe dni:
(Ja lubię jeszcze wkroić kawałek świeżego imbiru, który daje ostry posmak, chociaż wiem, że teoretycznie cytryna i imbir mają odwrotne chłodzące/rozgrzewające działanie).



Fasolka gotowana na parze z ziarnami słonecznika i przyprawami:
(słonecznik prażymy na suchej patelni, dodajemy przyprawy - u nas orientalnie i ostro, chwilę podgrzewamy, dolewamy odrobinę oleju i wrzucamy ugotowaną /ale nie rozgotowaną!/ fasolkę, 5 minut i gotowe. Ta wersja robi furorę wśród wszystkich, którzy jej próbowali).

Deser - czereśnie, po prostu :)

No a teraz marudzenie w wersji directors cut ;)

Kilka ostatnich dni sprawiło, że po raz kolejny mam dosyć obecnej pracy (a dokładnie ludzi, z którymi współdziałam), znów utwierdzam się w przekonaniu, że wolę zarabiać mniej, ale mieć przez to więcej czasu na inne rzeczy - swój doktorat, bieganie, czytanie (!!!) i mojego P., z którym "widujemy się" ostatnio 5-6 godzin na dobę - kiedy śpimy...  

Zastanawiam się tylko jak przeorganizować te kwestie nie rzucając wszystkiego w cholerę. Już od dawna oboje nie mieliśmy zajęć typu 9-17 co ma swoje przeolbrzymie plusy i nie chciałabym wbić się znowu w taki system, ale jednocześnie nie mogę sobie poradzić z największą wadą tej drugiej, nienormowanej opcji - przynoszeniem pracy do domu. Nie musi koniecznie chodzić o siadanie z papierami po powrocie, ale o to, że ciągle ma się poczucie, że jest coś do zrobienia. 

Nie ma tak, że wychodzisz, zamykasz drzwi i do następnego dnia nic cię nie obchodzi. Jest milion telefonów, przygotowywanie jakichś rzeczy, czasem brak możliwości zaplanowania dwóch tygodni do przodu, bo coś co miało trwać pół dnia nagle przeciąga się w 16 godzin, ktoś sobie coś nagle przypomni... 

Moje zabawy z kalendarzem przypominają grę logiczną - przenoszenie, zamiany, wpychanie, upychanie. Prowadzę terminarz w pięciu kolorach, żeby mi się nie popieprzyło co, gdzie, kiedy, z kim. Bez otwierania grafiku nie jestem w stanie się umówić, kawa z kumplem to ostatnio misternie planowane wydarzenie :/

Zero użalania nad sobą - trzeba się cieszyć, że ma się co robić i że nie jest to przysłowiowa kasa w supermarkecie. Zastanawiam się tylko, czemu jak się powie: "stop, nie chcę więcej, wystarczy mi to, co mam, moim celem nie jest zarabianie coraz więcej, chcę resztę swojej energii poświęcić na coś innego, czy naprawdę musimy robić jeszcze ten projekt?" ludzie patrzą podejrzliwie, nie zamierzają na to pozwolić i stawiają niewypowiedziane ultimatum. Czy u Was też tak jest?



niedziela, 11 marca 2012

Zapiekanka z tofu z sosem z nerkowców



Miały być obiecane dania z tofu - oto pierwsze z nich. Zapiekanka ze szpinakiem, mocno doprawiona ziołami, polana sosem z nerkowców. Robi się ją bardzo szybko, ale efekt jest zdecydowanie niebanalny i wykwintny :)

1 opakowanie ciasta francuskiego
kostka tofu, czyli około 300 g
garść świeżego szpinaku
szklanka nerkowców
1/4 szklanki mleka sojowego
sól
przyprawy:
ja miałam gotową mieszankę "Bałkańską Czerwoną" (z mojej ulubionej hurtowni Habibi), która składa się z: natki pietruszki, ostrej papryki, czarnego pieprzu, tymianku, kurkumy, soli i odrobiny cukru.


Nerkowce zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na 15-20 minut aż zmiękną. Odlewamy większość wody i miksujemy orzechy na gładką masę. Jeśli będzie za gęsta, dolewamy jeszcze trochę wody i solimy.
Tofu miksujemy z mlekiem, szpinakiem i przyprawami, masę wykładamy na ciasto francuskie, wierzch polewamy sosem z nerkowców, posypujemy sproszkowaną papryką i pieczemy około 30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.



środa, 18 stycznia 2012

Baaaardzo dobre ciasto na pizzę!

Dla leniwych, powinnam dodać, bo w wersji gdzie zamiast rąk własnych używa się chlebowej maszyny do ugniatania. A co tam, mam mega zakwasy po treningach i wolno mi, o! ;)

Baaardzo dobre ciasto na pizzę:

300 ml ciepłej wody
pół kilograma mąki pszennej z czego 1/4 to mąka pełnoziarnista
(może być tylko zwykła pszenna - po prostu nie miałam wystarczającej ilości i dodałam co było)
4 łyżki oliwy
2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
2 dkg świeżych drożdży
szczypta bazylii

W wersji maszynowej wygląda to tak: wszystko ląduje w pojemniku i za godzinę urządzenie krzyczy z kuchni, że już zrobiło :) Wyciąga się wtedy ciacho, wykłada nim wysmarowaną oliwą blachę i wrzuca wszelkie wegańskie dodatki. Ja zrobiłam tym razem sos pomidorowy (podsmażona cebula, czosnek, pomidory w puszce, przyprawy), miałam w domu puszkę czerwonej fasoli i ciecierzycy, więc to wylądowało na wierzchu. Do tego jeszcze sporo przypraw i do pieca! Jeśli bez maszyny, to najpierw drożdże, cukier, odrobinę mąki i wody miesza się i zostawia do wyrośnięcia. Później dodaje resztę składników, zagniata i znów odstawia. Reszta czynności bez zmian ;)
A do pizzy oczywiście najlepszy ketchup na świecie, czyli WŁOCŁAWEK ze słoika - bez badziewia, konserwantów, glutu i innych śmieci.


I niech wreszcie zacznie świecić słońce, bo zdjęć się nie da robić!


środa, 28 grudnia 2011

Lasagne z cukinią

Nie jestem fanką świątecznego obżerania się za cały rok, a dodatkowo dość poważnie się rozchorowałam przed imprezą i nie bardzo miałam siłę i ochotę na wielogodzinne posiedzenia w kuchni. Moja rodzina oczywiście zadbała o wegańskie potrawy, ale te wszystkie kapuchy, kluchy i inne nie są moim ulubionym jedzeniem ;)
Dlatego jak tylko udało mi się wygrzebać spod tony chustek wparowałam do kuchni, zaczęłam sprawdzać co jest w szafkach i tak powstały*:
Lasagne z cukinią

1 cukinia
puszka pomidorów 
1 cebula
2 ząbki czosnku
oliwa
opakowanie makaronu lasagne
sól
pieprz czarny
oregano 


sos beszamel:
4 łyżki mąki pszennej
olej
mleko sojowe 
pieprz ziołowy
sól
pieprz
chili


Na oliwie podsmażamy posiekaną cebulę, czosnek, po chwili dodajemy startą na tarce o grubych oczkach cukinię. Po kilku minutach dodajemy puszkę pomidorów i na mniejszym ogniu dusimy przez 10 minut doprawiając solą, pieprzem i oregano.




Sos beszamelowy:
Na patelnię wlewamy 4 łyżki oleju, dosypujemy mąkę i chwilę mieszamy aż składniki się połączą. Stopniowo dolewamy mleko sojowe (około 1,5 - 2 szklanki) ciągle mieszając. Sos będzie mocno gęstniał, ale dopóki nie osiągnie konsystencji gęstej śmietany dolewamy mleko i mieszamy. Doprawiamy tak, by miał dość wyrazisty smak (tradycyjnie sos ten przeprawia się gałką muszkatołową, ale nie miałam w domu, więc improwizowałam).

Posmarowaną oliwą podłużną formę wykładamy na przemian: płatami makaronu, sosem z cukinią, makaronem, beszamelem, itd. Na wierzchu powinna być warstwa beszamelu, którą skrapiamy oliwą żeby się za szybko nie spiekła. Całość ląduje w piekarniku na około 40 minut, aż makaron będzie miękki.



*Zastanawiałam się, jak powinno się poprawnie odmieniać tę potrawę i oto odpowiedź: "Lazanie są jak kluski – te, nie to. W kartach dań spotykamy raczej pisownię obcą, bo wygląda wykwintniej i tak nazwana potrawa chyba lepiej smakuje. Niezależnie od pisowni wymowa jest jedna – [lazańje]".
— Mirosław Bańko, PWN

niedziela, 27 listopada 2011

Cannelloni z farszem sojowym i pomidorami


W przeciwieństwie do mojego P. nie jestem fanką makaronu. Kluchy wydają mi się straszliwie zapychające - nawet jak są świetnie ugotowane i doprawione sensownym sosem, co rewelacyjnie potrafi robić moja siostra. Jest jednak jedna wersja makaronu, którą zdecydowanie lubię - są to tytułowe rurki, które pod wpływem nadzienia i zapiekania stają się przepyszne! Mój zachwyt wynika być może z tego, że chociaż makaron jest podstawą tego dania, to fizycznie jest go w nim niewiele :) rurki są cienkie i stanowią fajny dodatek do sosu.

Oto przepis:

Opakowanie cannelloni
150 g granulatu sojowego (drobnego)
1 cebula
Kilka płatów do lasagne
Dwie puszki krojonych pomidorów
Ząbek czosnku
Sos sojowy (miałam jasny)
Przyprawy: sól, pieprz czarny, bazylia, oregano, rozmaryn, tymianek (dwóch ostatnich nieco mniej w stosunku do b&o)
oliwa


Proteinę sojową gotujemy 2-3 minuty w wodzie z dodatkiem sosu sojowego. Na głęboką patelnię wlewamy kilka łyżek oliwy, wrzucamy posiekaną cebulę i wyciśnięty czosnek. Kiedy cebula się zeszkli, dodajemy odcedzoną soję, sól i pieprz. Po kilku minutach dodajemy jedną puszkę pomidorów, resztę przypraw (farsz powinien mieć wyrazisty smak). Dusimy jeszcze 5-10 minut i odstawiamy do ostygnięcia. W tym czasie smarujemy brytfankę olejem, dno wykładamy kilkoma plastrami makaronu do lasagne (w ten sposób unika się przylgnięcia rurek do dna). Cannelloni napełniamy farszem i układamy w brytfance. Na marginesie wspomnę, że rurek nie gotujemy! Wpychamy nadzienie do surowego makaronu - moja siostra kiedyś ugotowała go przed napełnianiem czymkolwiek i wyszła kompletna katastrofa, posklejał się, rozpadał i nie było mowy o dalszej obróbce :) 
Drugą puszkę pomidorów mieszamy z przyprawami, miksturą polewamy ułożone rurki. Cannelloni zapieka się w piekarniku aż makaron zrobi się miękki, jednak ja wielokrotnie dusiłam swoją wersję tej potrawy na kuchence gazowej - przed dłuższy czas nie miałam piekarnika i trzeba było sobie jakoś radzić :) Brytfanka sprawdza się tu znakomicie dzięki temu, że ma grube dno i dobrze trzyma ciepło. Stawiam ją na małym ogniu na około 40 minut i Cannelloni wychodzi świetnie! I tym razem, mimo posiadania sprzętu do pieczenia w kuchni, zdecydowałam się na kuchenkę - udaje się bezbłędnie :)


Na deser proponuję szarlotkę na "kruchym cieście z głowy" ;) według rewelacyjnego przepisu Elżbiety. Ciasto jest niesamowicie kruche i ma delikatnie cytrynowy posmak. Świetne!


ps. A zamiast kolacji, po dniu leniuchowania, lekkiego obżarstwa i przytulania psiarni - wieczorny trening :)