Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sałatka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sałatka. Pokaż wszystkie posty

środa, 24 kwietnia 2013

Sałatka z cykorii z pomarańczą i orzechami

Są takie przepisy, które lubię dowolnie modyfikować tak, żeby otrzymywać coraz to nowe połączenia smakowe. Ale jest kilka takich, do których stale wracam w niezmienionej wersji, bo właśnie ze specyficznej kombinacji składników wynika ich wartość. Tak jest z sałatką z cykorii z pomarańczą i prażonymi orzechami, dość nietypowe zestawienie lekko gorzkiej cykorii i słodkiej pomarańczy jest naprawdę fantastyczne i często do niego wracam.




Sałatka z cykorii:

2 cykorie
1 pomarańcza
garść orzechów włoskich
oliwa
odrobina wody
sok z cytryny
sól
pieprz

Cykorię należy pokroić w dość cienkie paski, pomarańczę w cząstki. Pokruszone orzechy prażymy na suchej patelni, z oliwy, wody, soli, pieprzu i wody robimy dressing (używam wody, żeby sos nie był zbyt ciężki). Na cykorii układamy pomarańczę, posypujemy orzechami i bezpośrednio przed podaniem polewamy sosem. Bardzo prosta, ale zaskakująca bogactwem smaków propozycja, dla mnie świetnie sprawdza się jako samodzielny posiłek, za to P. woli ją z grzankami lub jako dodatek do obiadu.


czwartek, 11 kwietnia 2013

Sałata z kasztanami, wędzonym tofu i orzechami laskowymi

Jestem zdecydowaną zwolenniczką przygotowywania jedzenia w domu i zabierania pudełek ze sobą. Wpadanie do knajp na mieście jest fajne, ale zwykle wygląda to tak, że w najbliższym spożywczaku kupuje się cokolwiek, żeby jakoś zapchać żołądek - całe szczęście, że nie ma w każdym sklepie wegańskich batonów i często kończy się na jabłku albo bananie ;)

Kolejny aspekt, to kasa. Zrobiliśmy kiedyś z P. eksperyment i policzyliśmy, ile pieniędzy wydajemy w ciągu miesiąca na podjadanie na mieście. I okazało się, że wbrew pozorom nie jest to taka mała kwota - wpadanie co drugi dzień na falafla albo sałatkę, kupowanie nawet drobnych rzeczy do jedzenia w sklepach w centrum Warszawy generuje sporą sumę. A wydatków i przypadkowości w dobieraniu jedzenia można łatwo uniknąć przygotowując choć część posiłków w domu. 

Pewnie dla wielu osób wizja nastawienia budzika na wcześniejszą godzinę po to, żeby zrobić sobie jedzenie jest kompletną abstrakcją (zwłaszcza jak wstaje się bardzo wcześnie) i wywołuje mimowolne pukanie się w czoło, ale i na to jest sposób - przy okazji robienia kolacji można zrobić sobie żarcie na następny dzień, wrzucić do pudła i schować do lodówki :) 

Najszybszym i niezwykle prostym sposobem na wypełnienie pudełka jest robienie sałatek, które oprócz walorów odżywczych dodatkowo mają tę zaletę, iż ich smak można dowolnie modyfikować sosami i dodatkami. Dziś P. dostał do pracy sałatę z kasztanami, wędzonym tofu, ogórkiem zielonym i prażonymi orzechami laskowymi. Do tego dressing i kilka paluchów z czarnymi oliwkami (Marks&Spencer). Myślę, że niejedną elegancką kolację można załatwić taką sałatką - wykwintną dzięki niecodziennym dodatkom, a przy okazji nie wymagającą ani dużej ilości czasu, ani wielkich nakładów finansowych. 


Sałata z kasztanami:

Połówka sałaty lodowej
pół kostki wędzonego tofu
ogórek
dwa kasztany
garść orzechów laskowych (rozdrobnionych i prażonych na suchej patelni)

Dressing:

Oliwa
odrobina wody
łyżka dobrej musztardy
Przyprawy - użyłam jednej z moich ulubionych mieszanek do sałatek i warzyw (Kotanyi w młynku), czyli: soli morskiej, czosnku, cebuli, pomidorów suszonych, papryczki chilli, rozmarynu, tymianku, bazylii, cząbru, lubczyku, estragonu. To naprawdę bardzo udana kompozycja ziół (niektóre mieszanki tego typu są dla mnie wręcz niejadalne), często używam jej do różnych sałat.

Warzywa i tofu kroimy, mieszamy w pojemniku, posypujemy uprażonymi orzechami i pokruszonymi w palcach kasztanami. Do małego słoiczka wlewamy trzy łyżki oliwy, dwie wody, łyżkę musztardy i zioła, zakręcamy i wstrząsamy, żeby składniki się połączyły (BTW: takie słoiczki do moje designerskie pojemniki jednocześnie: do przygotowywania i pakowania sosów). Gotowe. Chwilę przed zjedzeniem polewamy sałatę dressingiem. Do takich zestawień świetnie pasują wszelkie włoskie "sucharo-wynalazki" - grzanki, paluchy, itp. 


Skład: mąka pszenna, czarne oliwki, olej palmowy, drożdże,  słodowa mąka pszenna, sól.
(oznaczone znaczkiem "Vegetarian")


Ps. Koszt sałatki (porcja dla dwóch osób) to około 9 złotych, czyli po 4.50 na osobę - biorąc pod uwagę, ile płaci się na mieście za talerz sałaty nie wydaje się to zawrotną kwotą :)

czwartek, 14 lutego 2013

Tort schwarzwaldzki i niekoniecznie walentynkowa herbata w wersji DIY




Absolutny hit ostatnich tygodni, czyli wegański tort schwarzwaldzki. Pałaszowany w moje niedawne urodziny, na akcji Ciasto w miasto, wreszcie spotkaniu teamu biegowego mojego P. Każdorazowo zachwycający wszystkich i u wszystkożerców rewidujący poglądy na temat wegańskich wypieków (przyjaciel P., odkąd spróbował, ciągle wspomina o nim przez telefon).

A teraz żeby nie było, że popadam w megalomanię, muszę zaznaczyć, że pierwszą wersję tego ciasta przygotował mój ojciec robiąc mi urodzinową niespodziankę. Sam wykombinował jak zrobić wegański tort, a że niestety wege nie jest, piorunujący efekt uważam za sukces podwójny ;) 

Zmodyfikowałam nieco jego wersję, żeby ciasto było mniej zbite i delikatne, no i opracowałam quasi-cukiernicze ozdoby. Ale do rzeczy:

Na tort schwarzwaldzki potrzebujemy:

Na krem:
◆Puszkę mleka kokosowego (porządnie schłodzonego w lodówce, najlepiej choć kilka dni)
◆Słodzidła (cukier puder trzcinowy, syrop z agawy, stewia w proszku)
◆Odrobiny glukozy i skrobi ziemniaczanej albo torebkę fixu do bitej śmietany (który w zasadzie nie zawiera nic innego niż podane składniki)

Na ciasto:
◆2 szklanek mąki
◆3/4 szklanki ciemnego kakao
◆2 i 1/2 łyżeczki sody
◆szczypty soli

◆szklanki mleka
◆szklanki oleju
◆1 i 1/2 szklanki cukru dark muscovado

Do przekładania i dekoracji:
◆ dwóch tabliczek gorzkiej czekolady
◆Słoika wiśniowej konfitury (niskosłodzonej, lub gotujemy kompot z paczki mrożonych wiśni, chodzi o to, by owoce nie były zbyt słodkie)
◆3/4 kubka mocnej kawy (najlepiej zaparzonej mielonej)


Ciasto:
Pierwsze cztery produkty mieszamy w jednej misce, pozostałe trzy w drugiej. Łączymy i mieszamy łyżką żeby składniki się połączyły. Nie wkładamy w to zbyt wiele energii, ja zostawiłam trochę grudek dzięki czemu w cieście były chrupiące kawałki lekko skarmelizowanego cukru (dark muscovado jest bardzo lepki). Przekładamy do foremki, która umożliwi nam przekrojenie ciasta na trzy części w poziomie. Pieczemy do momentu, aż drewniany patyczek włożony w ciasto będzie suchy.

Krem:
Zbieramy gęstą część mleka kokosowego, miksujemy na wysokich obrotach dosładzając do smaku (nie za dużo, ciasto jest dość słodkie), dodajemy usztywniacz (czyli skrobię lub fix) i jeszcze chwilę miksujemy. Jeśli ciasto będzie zjedzone w niedługim czasie po przygotowaniu myślę, że spokojnie można ominąć ten dodatek do śmietany. Jednak jeśli ma stać, lub będzie podróżować, warto go dodać żeby uniknąć rozpływania się kremu.

Wierzch:
W kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę, na rozłożonym papierze do pieczenia (albo innej nieprzywierającej powierzchni) rozmazujemy ją w prostokątne płaty i pozostawiamy do zastygnięcia. Kiedy czekolada stwardnieje, ale będzie wciąż plastyczna, delikatnie odrywamy kawałki czekolady i zwijamy je w przeróżne kształty. Ozdoby wkładamy do lodówki, żeby całkowicie stężały.


Ostudzone ciasto kroimy wzdłuż na trzy części, kompletnie nie potrafię kroić tortu nitką, więc żeby płaty były równe, posłużyłam się odwróconym talerzem: ciasto wylądowało na stole, a ja opierając nóż o talerz przesuwałam nim po blacie. Odkrojony kawałek odłożyłam na bok i powtórzyłam operację z pozostałą częścią ciasta.

Nasączamy spód tortu kawą, smarujemy konfiturami, kładziemy trochę bitej śmietany i przykrywamy środkowym płatem ciasta. Na to znów kawa, konfitury, krem i kładziemy wierzch. Pozostałą część czekolady rozsmarowujemy na torcie i wkładamy go na chwilę do lodówki, żeby czekolada nieco stężała. Kiedy będzie jeszcze miękka, układamy na niej ozdoby i ponownie zamykamy w lodówce.
Połączenie bardzo ciemnego, czekoladowego ciasta z goryczą kawy, kwaskowatym posmakiem wiśni i delikatnym kremem o kokosowej nucie jest nieziemskie!


_____________________
Walentynki, jak i każde święta, gdzie na trzy cztery trzeba coś robić bo kalendarz tak każe, zawsze wzbudzały we mnie niechęć. Jednak są i dobre strony takich dni. Na przykład mimo tego, że oficjalnie dawno przestałam być dzieckiem, zawsze z moimi rodzicami robimy sobie drobne prezenty 6 grudnia, w Dzień Dziecka też mogę liczyć na dobrą kawę albo fajne skarpety :) 
Podobnie jest w Walentynki, dlatego przygotowałam herbatę ze szczyptą miłości :) Niekoniecznie przeznaczoną tylko na 14-go lutego, niekoniecznie dla tych, którzy są "sparowani". No bo czy nie można ofiarować takiego pudełka przyjacielowi, siostrze czy rodzicom właśnie?

Pomysł na herbatę z notatkami na zawieszkach chodził za mną od dawna, ale oczywiście net mnie wyprzedził i wpisując w wujka gugla hasło "DIY tea" wyskoczyło mi mnóstwo inspiracji. Dlatego mogę sobie przypisać tylko wykonanie poniższego pudełka :)

Idea jest prosta - zamiast oryginalnych zawieszek przypięłam do torebek karteczki z różnymi napisami, obrazkami, hasłami. Tak, żeby każda była niespodzianką :







środa, 11 kwietnia 2012

Na dobry początek - fattusz (czyli RAW WEEK_01)


Fattusz, jedna z moich ulubionych sałatek, niezwykle popularna w krajach Bliskiego Wschodu. Zwykłe warzywa w niezwykłej oprawie, którą stanowi sos z dodatkiem soku z cytryny. Banalne, a smak cudowny. Oryginalnie podaje się ją z pokrojoną pitą, u mnie w wersji solo :)

Fattusz

pęczek pietruszki
czerwona papryka
pomidor 
pół ogórka
sól
pieprz (dobry! Najlepiej świeżo mielony, świetnie smakuje Prymat)
oliwa
sok z cytryny
ewentualnie pieprz cytrynowy (tym razem nie miałam, skończył się)
odrobina wody

Pietruszkę i pozostałe warzywa należy bardzo drobno posiekać, polać sosem przygotowanym z oliwy, pieprzu, soli, soku z cytryny (nie żałować). Ja dodaję jeszcze trochę wody, bo lubię lekkie sosy :)
Niesamowite, jak sok z cytryny wydobywa smak warzyw :)

cdn...