sobota, 26 stycznia 2013

Roma non uno die aedificata est, czyli technika małych kroków a prawa zwierząt

Często wydaje się, że praca nad poprawą losu zwierzaków jest syzyfowym i w jakimś sensie jałowym zajęciem, bo przecież świata się nie zbawi. Pogardliwe uwagi o moim rzekomym idealizmie, utopijnym  charakterze poglądów, bezsensowności działań wpisuję w ramy doświadczenia jakim jest bycie wege i nie przykładam do nich zbyt dużej wagi. Pewnie, że lekceważące i prześmiewcze pytania nie są czymś przyjemnym, ale nauczyłam się nie reagować na idiotyczne zaczepki osób, które nie chcą się ode mnie niczego dowiedzieć, tylko za wszelką cenę próbują znaleźć jakąś niekonsekwencję czy niespójność by udowodnić, że mój wybór to bzdura.

To, co w jednym kraju wydaje się odległym, nierealnym i naiwnym projektem, w innych miejscach na mapie Europy jest już rzeczywistością określoną stosownym prawodawstwem: od grudnia zeszłego roku we Włoszech KAŻDY ma obowiązek udzielić pomocy zwierzakowi rannemu w ruchu drogowym. Nie tylko kierowca, który potrącił, ale KAŻDY (prowadzący pojazd są objęci takim obowiązkiem od dwóch lat). I nie jest to tylko postulat, ale prawo, za złamanie którego grozi kara do niemal 1600 Euro. Wioząc ranne zwierzę można też nie stosować się do przepisów ruchu drogowego (nie grozi za to mandat) co dla mnie w szerszej perspektywie wskazuje na zaczątek bardzo ważnej zmiany w myśleniu o zwierzętach - równaniu ich cierpienia z bólem człowieka.

źródło

Tak, wiem, oprócz tego dzieją się w tym rejonie rzeczy straszne - w poprzednim poście pisałam o koszmarze w zoo, poza tym bezdomność zwierząt na południu Europy to naprawdę duży problem - ale jednak takie przepisy to jakiś krok ku temu, by stworzyć sytuację, w której debata o tym, żeby np. nie wolno było trzymać psów na łańcuchu nie będzie się sprowadzała do lekceważenia głosów w obronie zwierząt, albo komentarzy, że: "przecież psy łańcuchowe (sic!) są do tego przyzwyczajone i tak było zawsze" (wypowiedź jednego z posłów PSL).

W zeszłym roku przedstawiałam historię psa, którego na moich oczach jakiś kierowca z premedytację przejechał (droga była na tyle oświetlona, że było widać jak zwierzak próbuje podnieść się z jezdni, bo ktoś już go wcześniej potrącił). Ten człowiek (?) nie próbował go ominąć, hamować (o zatrzymaniu się nie mówię). Po prostu po nim przejechał. I już.



5 komentarzy:

  1. Ostatni komentarz jakie usłyszałam, gdy promowałam akcję z koszulkami "Pan Tofu", to "ale tofu też czuje" o.O Pozostawiłam tą wypowiedź bez komentarza. Porażająca bywa głupota ludzi. A każdy, nawet najmniejszy krok w stronę zmiany myślenia ludzi mnie cieszy. Chociaż świadomość ogromu nieszczęścia potrafi wpędzić mnie w niezła dolinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, a niby skąd wiemy, że rośliny nie cierpią i takie tam... lepiej w takie dyskusje się nie zagłębiać, chyba jest to stratą czasu. Gdyby ludzi obchodziło jakiekolwiek cierpienie, nie traktowanoby tak zwierząt (i czasami też ludzi).

      Usuń
    2. Bardzo nie lubię, jak ktoś - choć nie ma pojęcia o czym mówi - próbuje mi wytknąć niekonsekwencję, albo absurdalność moich poglądów. Nieważne, jeśli sam jest hipokrytą, albo w zasadzie kompletnie go nie obchodzi cierpienie nikogo - nagle będzie orędownikiem niejedzenia roślin, czy spróbuje wmawiać, że krowa by umarła gdyby jej człowiek nie doił, itp. Szkoda czasu na takich :/

      Usuń
  2. Rany. Jak czytam o takich ludziach, jak ten rozjeżdżający psy pan, to wierzyć mi się nie chce, jak okrutny potrafi być człowiek. Wiem to dobrze, ale nie chcę tego przyjmować do wiadomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, ja już od dawna bez cienia wstydu przyznaję, że ludzi jako gatunku generalnie nie lubię...

      Usuń