Turkawka to niewielka kawiarnia na Pradze przy ulicy Okrzei. Jedno z nielicznych miejsc po prawej stronie Wisły (a może obecnie nawet jedyne), gdzie serwowane są wyłącznie dania wegetariańskie i wegańskie. Wybierałam się tam od dłuższego czasu, przede wszystkim dlatego, że bardzo zachęcił mnie opis na facebooku:
"Kawiarnię prowadzi Spółdzielnia Socjalna "Integracja" z Bielska Podlaskiego. Celem działań spółdzielni jest szerzenie idei solidaryzmu społecznego, aktywizacja zawodowa i społeczna osób niepełnosprawnych oraz realizacja wszelkich działań istotnych dla lokalnych społeczności. Przedsięwzięcie jest pierwszą inicjatywą spółdzielni w Warszawie".
Brzmi dobrze!
Choć przestrzeń Turkawki jest naprawdę niewielka, odbywają się tu koncerty, jam session, różne spotkania tematyczne a na ściany kawiarni służą jako galeria rysunków. Więcej o wydarzeniach w Turkawce można przeczytać na FB.
W Turkawce wciągnęłam falafla, był smaczny i bardzo ładnie podany, ale cena trochę odstraszająca: 15.90 za poniższy talerz. Niestety w Warszawie jest w tej chwili tyle wegańskich miejsc i tureckich barów ze świetnym falaflem za dychę (czy 13 zeta z ziemniakami/ryżem/kaszą), że wersja Turkawkowa - ze względu na cenę - nie jest dla nich mocną konkurencją. No i porcja. Myślę, że łyżka sałaty więcej (jest jej dosłownie na dwa kęsy) nie jest wielkim kosztem, a zapełniłaby miejsce jakiegoś kaszowego dodatku, którego w zestawie nie ma (i nie musi być, ale na jego miejsce warto by coś dorzucić zwłaszcza, że hummusu jest jedna łyżka). Jestem wielkości podrośniętego dzieciaka, więc energii na powrót do domu na rowerze po falaflu wystarczyło, ale dla mojego faceta to byłaby raczej przystawka i musiałby się czymś dopchnąć. :)
I na koniec najważniejsze, czyli kawa. Jestem jak agent Dale Cooper z Miasteczka Twin Peaks. Każde miejsce oceniam przede wszystkim po serwowanej w nim kawie, niezależnie od tego, czy w grę wchodzi hotel, kawiarnia czy stacja benzynowa. Kawa w Turkawce była niezła, ale nie powalająca, za to cena: 9 zł za średniej wielkości filiżankę latte z mlekiem sojowym...
Bardzo bym chciała, żeby Turkawka została na Pradze, bo brakuje tu wege-miejsc, do których mogliby wpadać nie tylko zdeklarowani roślinożercy, ale wszyscy ci, którzy starają się wprowadzić do diety więcej roślinnych posiłków. A lokalizacja: pobliski dworzec, a w niedługiej przyszłości także stacja metra, mogą być świetną zachętą, by wpadać tu częściej. Moim zdaniem trzeba by się jednak zastanowić, jak pod względem kulinarnym i cenowym stanąć w konkury ze znajdującym się po przeciwnej stronie mostu Vege Miastem i sprawić, by klienci Turkawki chcieli do niej wracać. Bo, gdybym miała zaprosić kogoś na obiad i chciała mieć pewność, że wyjdzie zadowolony, to mając do wyboru oba miejsca, na razie wybrałabym drugą opcję.
Fajnie, że napisałaś o tym miejscu, bo mi się przewija na fb, ale zupełnie nie słyszę o nim ani od znajomych z Wawy, ani z innych źródeł. Idea fajna, ale konkurencję w stolicy mają sporą.
OdpowiedzUsuńAle życzę im żeby się rozwijali, szli w dobrym kierunku i aby oczywiście przetrwali :)
Właśnie zastanawiam się czy tam wpaść, ale na razie odległość i większy wybór w innych knajpach mnie od tego skutecznie odciąga. Na pewni jednak przynajmniej raz tam zawitam.
OdpowiedzUsuńBylam tam wczoraj na lunchu. Jedzenie pyszne i naradę sie najadłam. Zupa krem z cukinii z czosnkiem, pomidorami i ziołami przepyszna, swietnie przyprawiona a na drugie kasza jaglana, z białym winrm, ananasem i pieczarkami nieprzyprawiona, ale smaczna. Cena 20 zł
OdpowiedzUsuń