piątek, 19 października 2012

Ile można pociągnąć na samych jabłkach, czyli chroniczny brak czasu.



Październik się skurczył. I to drastycznie, zupełnie nie wiem jak się w tym roku niezauważenie przemknął - właśnie dotarło do mnie, że do końca miesiąca pozostało dziesięć dni i właściwie za chwilę zaczną się pogodowe okropności.

Od kliku dni jest przepiękna pogoda, a ja niestety nie mam czasu, żeby wziąć P. za łapę i ruszyć na spacer, porządnie się wybiegać, czy posiedzieć z kubkiem kawy w ogrodzie. Do domu przychodzę jak do noclegowni, wypadam rano i wracam wieczorem nie tykając ani kuchennych, ani żadnych innych domowych spraw (bałagan w moim wydaniu jest już niemal mityczny...). Nie mam za bardzo czasu przygotować sobie jedzenia na cały dzień (co zwykle praktykuję), wrzucam więc do torby stos jabłek i wcinam cały dzień (całe szczęście, że uwielbiam jabłka), dopiero wieczorem, przed pójściem spać wrzucając w siebie jakieś spady z lodówki (tak, bardzo to mądre i zdrowe).

Dlatego dziś postanowiłam choć trochę urozmaicić mono dietę i zrobić zupę, na szczęście zupy mają to do siebie, że wystarczy 10 minut na pokrojenie i umycie warzyw, a reszta robi się sama. Na kombinacje nie mam siły, więc sięgnęłam po jedną z moich ulubionych zup - z dyni zwłaszcza, że sezon na te piękne kule w pełni. Zrobiłam uproszczoną wersję dyniówki, którą kiedyś prezentowałam na blogu, doskonale rozgrzewa i wspaniale łączy smak dyni i curry:


1. Kawałek dyni (ja miałam polską odmianę - to podobno istotne, bo z innej robi się najlepszą zupę, z innej ciasta, z jeszcze innej, jak zapewniał mnie pan sprzedający pomarańczowe cuda, powycinane potwory-lampiony)
2. Włoszczyzna (por, 2 marchewki, seler, 2 pietruszki)
3. Ewentualnie mleko kokosowe w roli śmietany
4. Curry
5. Świeżo zmielony pieprz, papryka chili
6. Ziele angielskie, liść laurowy, pieprz w kulkach ;)
7. Imbir - świeży lub w proszku


Wszystkie warzywa myjemy i obieramy - jeśli mają nieciekawą skórę (marchew i pietruszkę wrzuciłam bez obierania), dynię patroszymy (pestki można umyć, rozsypać na papierze i zostawić do wyschnięcia - świetna alternatywa dla chipsów), obieramy ze skóry (jeśli ma się czas, można włożyć kawałek dyni do piekarnika, po kilkunastu minutach mięknie i łatwo wygrzebać miąższ łyżką, ja tym razem pokroiłam surową nożem). Wszystkie warzywa zalewamy wodą (chciałam zupę - krem, więc u mnie woda tylko przykryła warzywa), dodajemy ziele, liść, pieprz, korzeń imbiru i gotujemy do miękkości (15 minut), na koniec doprawiamy curry (nie żałować), pieprzem, papryką, ewentualnie odrobiną soli. Miksujemy i gotowe! W wersji de luxe na wierzchu ląduje łyżka mleka kokosowego.






4 komentarze:

  1. U Ciebie z czasem podobnie jak u mnie... i z odżywianiem też :/ Obiecywałam sobie, że w weekend to już na pewno odpocznę, ale dzisiaj się dowiedziałam, że nic z tego -.-' Tylko patrzeć jak zacznę chorować, a moja rodzina zrzuci to na karb weganizmu... ech...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie, niestety. Weekend zawalony pracą :/
    Zazdroszczę uzdolnionego kulinarnie męża, rozmarzyłam się po Twoim poście o pomidorówce ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tyle sie ostatnio naczytałam przepisów na zupe z dyni, a każdy inny. Super! <3

    OdpowiedzUsuń