środa, 4 kwietnia 2012

My love has got no power - he's got his strong beliefs

Ostatnio przekonuję jednego z moim kumpli do przejścia na weganizm, a przynajmniej na wegetarianizm.
Facet jest już blisko, jest otwarty, rozumie argumenty i miał już w życiu kilka wegetariańskich epizodów i chyba brakuje mu po prostu silnej woli i kogoś, kto będzie go motywował. Mam nadzieję, że mu się uda.

Przy okazji zaczęłam się zastanawiać, czy obecnie byłabym w stanie związać się z kimś, kto wciąga zwierzęta i dziś moja odpowiedź brzmi: nie. Wiem, że łatwo gdybać, a jak do akcji wkracza życie, decyzje nie przychodzą już tak łatwo, ale nie wydaje mi się, żebym mogła zaakceptować sytuację, w której idę do warzywniaka po swoje żarcie, a za chwilę wchodzę do mięsnego (rzygać mi się chce, jak widzę, czuję zapach, nie mówiąc o włażeniu do środka) i biorę łopatkę. 
Dla mnie przypomina to taki układ: mam czarną skórę i jestem w związku z rasistą. Ale może to zbyt radykalne spojrzenie.
Ciekawa jestem, co o tym sądzicie, czy taka różnica w światopoglądzie, no bo de facto nie chodzi przecież o sam akt jedzenia, ale pewną postawę wobec rzeczywistości, byłaby dla Was do zaakceptowania? I jak sobie wówczas radzić? Wiercenie komuś dziury w brzuchu i stawianie ultimatum też nie jest najrozsądniejszym wyjściem i na pewno nic dobrego z takich akcji nie wyniknie.

Jednym z powodów, dla których zdecydowałam się założyć blog, była chęć bycia wreszcie wśród ludzi, którzy nie pytają co chwila "to co Ty jesz?", nie patrzą jak na niegroźnego świra mijając mnie na demonstracji w obronie zwierząt, albo mają w dupie, co tak naprawdę ode mnie usłyszą kiedy pytają o weganizm, bo teksty o gatunkowizmie są dla nich śmieszne i równie głupawe, jak historia o wróżkach.

Wiem, że zamykanie się we własnym, wegańskim świecie nie ma sensu i nie uda mi się nic zdziałać, jeśli stworzę hermetyczną klatkę, jednak coraz bardziej wkurza mnie spędzanie czasu wśród ludzi, którzy w ogóle nie chcą zmieniać niczego w swoim życiu, których nie interesuje, co się dzieje nawet po drugiej stronie ulicy - dopóki im samym jest wygodnie i mogą rzeczywistość bezrefleksyjnie brać, zużywać, wyrzucać.

5 komentarzy:

  1. To jest trudny temat. Gdy wiązałam się z moim Mężem prawie 10 lat temu oboje jedliśmy mięso. Po dwóch ja przeszłam na wegetarianizm, on pozostał przy mięsie. Jednak nigdy nie robiłam mu zakupów. Chciał jeść mięso musiał je kupić i przygotować sam. Aktualnie ja przechodzę na weganizm, a on na wegetarianizm. To inteligentny facet, który kocha zwierzęta, więc cieszę się, że tak jest, ale gdyby nadal jadł mięso chyba bym z tym żyła. Jednak nigdy go nie naciskałam, to była w pełni jego świadoma decyzja i za to go kocham chyba jeszcze bardziej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja ma odwrotną sytuację: to mój P jest wege, a ja nie. Ale nie wyobrażam sobie, by on miał dla mnie ogotwąc coś z mięsem - taka sytuacja jak wyżej pisze Gunia, jest całkiem fair. Chcesz jeść - rób sobie sam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja zaczęłam się spotykać z moim P. (a było to dziesięć lat temu), ja byłam wegetarianką, on mięsożercą i mimo wszystko zakochałam się w jego błękitnych ślepiach ;) Ja co prawda byłam wówczas nie tak hard core'owa jeśli chodzi o wszelkie wege-sprawy, mniej świadoma i mająca chyba po prostu mniejszą wiedzę na ten temat niż dziś, więc perspektywa zupełnie inna. Poza tym, podobnie jak facet Guni, mój P. bez żadnych nacisków, perswazji sam zdecydował o swoim wegetarianizmie, a co więcej to on nas obojga nakręcił kilka lat temu na weganizm i zrobił się ortodoksem na maksa! :)
    Ale dziś, gdyby nasze drogi się, "niedajboże" rozeszły, chyba byłby to dla mnie jeden z priorytetów jeśli chodzi o wybór partnera. Obym nie musiała się tym martwić :)

    A metoda - chcesz zjeść, sam ugotuj bardzo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  4. niektórzy ludzie długo nie wiedzą, że potrzebują zmiany :p po 19 latach razem przeszłam na wege. początkowo tępiona, teraz przechodzę stopniowo na wegan i jest ok. im więcej zjedzą w domu moich posiłków, tym mniej zwierząt na talerzu, a to jest dla mnie bardzo ważne. :)
    p.s. naprawdę nie ma znaczenia czy druga połowa je mięso, czy nie. ważne czy szanuje nasze wybory i czy jest dobrym i otwartym człowiekiem. oczywiście szacunek i tolerancja w obie strony. tylko dobrych ludzi na drodze życia życzę :)

    OdpowiedzUsuń