piątek, 7 października 2011

Powiedz mi, o co ci w ogóle chodzi

No dobra, mocna kawa za mną, umysł nieco jaśniejszy - można myśleć. Otóż jestem trzydziestoletnią panną bez dziecka - według oficjalnych spisów prowadzonych przez RP, a dokładnie za dwa miesiące przestanę o sobie mówić z użyciem przymiotnika "dwudziestokilkuletnia". Tyle aparat władzy o mnie, w realu od dziesięciu niemal lat funkcjonuję w konkubinacie (a fe, jakie to brzydkie! tu znów państwo wyziera zza zasłony i grozi palcem). Postanowiłam pisać o przygodach, jakie spotykają mnie z tego tytułu wprawiając w zdumienie, rozśmieszając do łez, albo doprowadzając do furii.
Nie, to nie koniec, sytuacja jest zdaje się bardziej skomplikowana. Otóż nie chcę być matką. Tak samo jak nie chcę być architektem, aktorką, programistką i mnóstwem innych tożsamości, tak nie chcę i tej jednej funkcji. Jak ktoś ma ochotę, spoko rozumiem i nie zniechęcam, za to nie rozumiem pobłażliwych uśmiechów, jak zdarzy mi się przyznać do braku owego pragnienia. Wówczas widzę, że traktuje się mnie jak piętnastolatkę, która składa jakąś deklarację, a wszyscy dorośli, nie traktując poważnie młodzieńczych zapędów, zerkają na siebie myśląc: "tak, tak, my też tacy byliśmy, przejdzie jej", "każdy tak mówi, a potem..."
Aha, i od piętnastu lat jestem wegetarianką, w tym od pięciu weganką więc na pewno pojawi się sporo przepisów. To też miało mi minąć.
Zostało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz