niedziela, 29 stycznia 2012

Ormiańska pasta z fasoli i niby-ławasz


Dzisiejsze niedzielne śniadanie to kulinarna podróż do Armenii - pasta z fasoli z dodatkiem orzechów włoskich podana w niby-ławaszu. Niby, ponieważ użyłam arabskiej pity. Jednak nie była to foliowana, hipermarketowa wersja z mnóstwem konserwantów i innych ciekawych rzeczy, tylko prawdziwa, świeża, robiona dla tureckich knajpek (kto zainteresowany, niech poszpera na allegro!). Skład ławaszu i pity jest podobny (pitę robi się z użyciem drożdży, ławasz na zakwasie), różni je przede wszystkim sposób wypiekania, ale myślę, że pita wypadła w zadanej jej dziś roli doskonale.


Pasta z fasoli (inspirowana tym przepisem)

1 puszka czerwonej fasoli (odsączonej)
garść orzechów włoskich
łyżeczka chili
sól
czarny pieprz
trzy łyżki oliwy
duży ząbek czosnku

Wszystkie składniki należy zmiksować na gładką masę, (pasta powinna mieć gęstą, nieco maślaną konsystencję). Pity trzeba chwilę podgrzać w piekarniku, wyjąć, rozciąć, posmarować pastą i wcinać.   Tradycyjnie formuje się z pasty kulki i podaje jako przystawkę z dodatkiem ławaszu (oliwki również mile widziane). Mi jednak rano nie chciało się bawić w toczenie kulek, no i śniadanie miało być w wersji de luxe, odeszłam więc od stricte ormiańskiej wersji i dodałam do środka trochę warzyw (u mnie był pomidor), a P. dostał wersję z kotletem sojowym - pozostałością z wczorajszego obiadu. 
A propos, jeśli ktokolwiek sądzi, że wege-facet umie tylko posmarować sobie kanapkę pasztetem sojowym z puszki - poniższe kotlety (proteina sojowa w cieście naleśnikowym i panierce z mąki kukurydzianej z przyprawami i słonecznikiem) P. wykonał sam:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz