wtorek, 25 października 2011

Jak sobie upichcisz, tak się odżywisz


Ostatnio spotkałam pewną eks-wegankę, która wróciła do wegetarianizmu ze względu na problem z kolanem. Stwierdziła, że jej problem jest na pewno związany z dietą, no i lekarz oczywiście potwierdził te diagnozę zapisując dodatkowo żelatynę, którą to owa eks-weganka posłusznie spożywała (sic!). Oczywiście pewnie możliwe są sytuacje, w których organizm źle reaguje na dietę wegańską (albo inną), jednak moja praktyka i wyniki morfologii wskazują, że jak sobie upichcisz, tak się odżywisz. Czyli wszelkie zmiany w diecie naprawdę wpływają na funkcjonowanie organizmu - gdy miałam za mało żelaza wcinałam szpinak z kilkoma kroplami cytryny (bo witamina C przyspiesza wchłanianie żelaza) i po dwóch miesiącach morfologia wyszła idealnie. Początki bywają trudne, jednak tym, co najbardziej cenię w weganizmie jest (oprócz wymiaru etycznego, oczywiście) ŚWIADOMOŚĆ swojego ciała, wartości odżywczych jedzenia i staranność w komponowaniu składników diety. Nie chodzi o odmierzanie, liczenie, zapisywanie, ale myślenie, dopasowywanie i bycie kreatywnym :)
A teraz wrócę do eks-weganki i jej kolana. Od dwóch lat biegam, mam za sobą mnóstwo kilometrów, w tym maraton oraz... kontuzję kolana. Na własne życzenie, bo chciałam więcej niż mogłam w danym momencie :)
Kontuzji pozbyłam się ćwiczeniami (nie było łatwo!), do biegania wróciłam, weganizm w tym ani nie pomógł, ani nie przeszkodził. Na szczęście trafiłam też na świetnego rehabilitanta, który jedyne przyczyny usterki w mojej nodze widział w zbyt słabym mięśniu więc nie nasłuchałam się jak to rujnuję sobie zdrowie. Kazał regularnie ćwiczyć kolano i tyle.
A na fotografii najstarszy maratończyk Fauja Singh. Zaczął biegać dwadzieścia lat temu mając... ponad osiemdziesiąt lat! Dziś ma okrągłą setkę i biega nada. Jest weganinem, ale to chyba oczywiste :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz